(1 / 5)
Książka zawiera tytułową powieść i trzy opublikowane wcześniej opowiadania, dziejące się w tym samym świecie i czasie. Czyli za czasów trzeciej krucjaty, konfliktu Saladyna z Ryszardem i oblężenia Akki. A wszystko to lekko doprawione mistycyzmem i dżinami.
Trudno Łzy Nemezis nazwać powieścią fantasy – jest to raczej powieść historyczna z elementami mistycyzmu. Zdecydowanie nie mój gatunek, ale w sumie nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie to, że ta historia jest tak upiornie nudna. Autor zarzuca nas nadmiarem postaci, a każda z nich jest taka sama – równie nijaka, mówi tak samo jak wszystkie inne. Nieważne czy to król, czy posłaniec. Czy Ryszard, czy Saladyn. Trudno kibicować komukolwiek, bo wszyscy są tak samo pozbawieni charakteru.
Jakby mało było nic nie wnoszących postaci, dostajemy też nadmiar wątków pobocznych, które czasem zmieniają miejsce akcji i okoliczności przyrody, ale nie ruszają akcji do przodu i nijak nie wpływają na główny wątek. Zresztą trudno stwierdzić co jest głównym wątkiem tak naprawdę: historia rodziny Saladyna, krucjaty, wątek mistyczny, polityka krucjat?
Mam wrażenie, że czegoś tu było albo za dużo, albo za mało. Za dużo wątków i postaci, za mało skupienia się na nakreśleniu jednego wątku, który mógłby czytelnika wciągnąć. Za mało historii i akcji, która wykorzystałaby i zrównoważyła jakoś nadmiar postaci. Za mało tła i pokazania charakterów bohaterów, żeby konflikt mógł wciągnąć i zainteresować czytelnika. Albo za dużo tła, żeby wyraźnie dało się zobaczyć jakiś temat przewodni powieści.
Na dodatek przez całą książkę miałam wrażenie, że nic się nie dzieje. Bitwy, gonitwy czy próby zamachu – wszystko było tak nijakie, tak pozbawione emocji, że nie obchodziło mnie co się stanie z bohaterami. Bo w końcu jak tu się przejmować wycinankami z papieru. I konfliktem, którego zakończenie znamy z historii.
Wynudziłam się strasznie i mam wrażenie, że przeczytałam dużo tekstu, który o niczym nie opowiadał.
Książkę kończą opowiadania, które są trochę łatwiejsze do przełknięcia niż powieść. Głównie dlatego, że są krótsze, a wątki i postacie są ograniczone do niezbędnego minimum. Ryk lwa na Cyprze… był tak nijaki, że mimo szczerych chęci nie jestem w stanie sobie przypomnieć o czym był. Udręka Czasu jest chyba najlepszym tekstem – ma klimat, szczyptę intrygi i napięcia, dzięki czemu nie wywołuje ziewania. Kuszenie pośród piasków jest tak… przegięte i łopatologiczne, że wywołuje głownie facepalmy. Dorzuca też, nie do końca pasujący do reszty klimatu, element SF.
Dobry środek na bezsenność. Jako historię krucjat szczerze odradzam.