Skoro Michael Dobbs – to od razu skojarzenie z House of Cards. Słuszne zresztą – to ten sam Autor. Winston – tak, pierwsze skojarzenie też jest poprawne – gruby Anglik z miną buldoga i nieodłącznym cygarem, symbol brytyjskiego oporu przeciwko hitlerowskim Niemcom – Churchill.
To nie jest książka historyczna, to raczej opowieść o czasie, nad którym mało kto się zwykle zastanawia – o tych dwudziestu miesiącach pomiędzy pokojem monachijskim we wrześniu 1938roku, a najazdem Hitlera na Francję w maju roku 1940. Mało się o tym mówi, mało się o tym wie, mało kto – przynajmniej na Zachodzie – w ogóle przywiązuje wagę do tego, co się wtedy zdarzyło. W Polsce jest może trochę inaczej, bo jednak wrzesień 1939 roku to dla nas już wojna i kolejna okupacja, zresztą podwójna, ale dla naszych francuskich i brytyjskich „sojuszników” wciąż się to kwalifikowało do kategorii niezbyt zrozumiałych konfliktów w jakimś odległym kraju bez znaczenia. I tak się trochę wysilili, bo formalnie wypowiedzieli wojnę Niemcom i wygłosili parę wzniosłych słów bez znaczenia – a przecież mogli zrobić tak, jak wcześniej z rozmontowaniem Czechosłowacji, albo później z „pomocą” dla Norwegów, którzy do dziś im tego darować nie mogą.
Było zatem jak było, ale – dlaczego właśnie tak? Michael Dobbs właśnie to pokazuje – mechanizmy decyzyjne na najwyższych szczeblach władzy w UK – premier, jego pomagierzy, ministrowie, opozycja Jego Królewskiej Mości i wreszcie sam król Jerzy VI. A Winston Churchill? A Winstona prawie nie ma – żyje jako outsider, właściwie poza wielką polityką, bo wszyscy mu pamiętają nieszczęsny korpus ekspedycyjny na półwysep Gallipoli w czasie I wojny światowej, gdzie straty w ludziach były duże, a zyski – żadne. A tak naprawdę pamiętają mu co innego – on po prostu pochodzi z nieco niższej klasy, oczywiście szlachcic, ale nie arystokrata, z dosyć krótką historią rodu…. Jak to się więc stało, że kiedy przyszło co do czego, właśnie on został premierem, właściwym człowiekiem do tego jednego zadania – ratowania Imperium Brytyjskiego.
Wchodzimy wraz z Autorem w środowisko skrajnie zhierarchizowane, gdzie poszczególne klasy społeczne – a dużo ich jest, to nie marksizm – oddzielone są od siebie murami nie do przebycia, gdzie do najwyższych zaszczytów dochodzą ci, którzy mają do nich dojść, bo urodzili się w odpowiedniej rodzinie, bo ukończyli odpowiednią szkołę, bo kolegują się z tym co trzeba, no i – oczywista rzecz – posiadają stosowny majątek, choć – znowu oczywista oczywistość – nie zdobyli go własną pracą. No i mamy – premier Chamberlain tak bardzo zachowawczy, że nie zawaha się dać Niemcom czego tylko chcą, byle we własnych oczach być wielkim politykiem i kandydatem do pokojowego Nobla. Jego zastępca, lord Halifax, który myśli kategoriami swojej lordowskiej sfery, dla którego bliżsi są niemieccy kuzyni niż zwykli Brytyjczycy. Król Jerzy VI, przedstawiony w książce jako niezbyt rozgarnięty jąkała, który monarchą został z przypadku, po abdykacji brata, Edwarda VIII (ten portret akurat wydaje się niezbyt sprawiedliwy). I tak nas Autor prowadzi przez intrygi, ścieranie się frakcji, koterii, pyskówki w Izbie Gmin, walki wywiadów, sprzedajnych dziennikarzy, lobby homoseksualistów, pojawia się nawet Guy Borgess, zdemaskowany później, we wczesnych latach 50-tych jako wieloletni agent Związku Radzieckiego.
Opowieść jest wartka, dobrze napisana, choć filmowy rodowód Autora i jego pojmowanie polityki jako brudnej gry interesów, ambicji i namiętności widać wyraźnie. Niewątpliwie książka jest dobrze udokumentowana źródłowo, choć sam Autor przyznaje, że tam, gdzie nie ma pewności postawił na uzasadnione przypuszczenia – i moim zdaniem dobrze zrobił.
Dobrze się to czyta, choć jak się pomyśli, że jeden czy dwa małe przypadki mogłyby spowodować, że Brytania poszłaby na prawdziwą wojnę z Hitlerem z kapitulantem i/lub nieudacznikiem u steru, to….
Jeżeli więc chcecie się zanurzyć w świat, który już nie istnieje, bo II wojna i jej skutki przeorały go i zmieniły na zawsze – polecam