Budajin, arabskie miasto gdzieś na skraju pustyni. Miejsce niebezpieczne, ale nadal przyciągające turystów. Miejsce, w którym wszystko można kupić.
Marîd Audran jest prywatnym detektywem, który niezbyt się przejmuje swoją pracą, jednak kiedy niedoszły klient zostaje zamordowany a znajomi zaczynają znikać, Marîd może zostać zmuszony do zrobienia czegoś, czego boi się najbardziej.
Teoretycznie mamy do czynienia ze społeczeństwem muzułmańskim. Jednak poza tym, że ktoś rzuci od czasu do czasu Saalam albo ubierze galabiję to jest ono mało islamskie. Nikt się nie modli, wszyscy piją, większość ćpa. Kobiety chodzą skąpo ubrane i wszystkie albo pracują w barach, albo uprawiają najstarszy zawód świata, albo były mężczyznami. Ewentualnie wszystko to naraz. Najczęściej wszystko naraz. Albo w połowie (znaczy pan chce być panią, ale jeszcze nie jest). A facetów, którzy byli kobietami nie ma? Żeby było śmieszniej kobiet, które się urodziły kobietami też nie ma…
Cyberpunku jest tu, wbrew zapowiedziom na okładce, dość niewiele. Większość ludzi ma co prawda okablowany mózg, dzięki czemu mogą sobie zainstalować moda, który pozwoli im mówić w innym języku lub nie odczuwać głodu, albo dada, który zmieni im osobowość. Co zresztą jest dosyć dziwnym „ulepszeniem”, bo osobowość z chipa przejmuje kontrolę nad decyzjami użytkownika. Nikt nie używa komputera, komunikacji bezprzewodowej, telefonu, są kłopoty z transportem, płaci się tylko gotówką, informacje zdobywa się pytając na ulicach a jakiekolwiek elektroniczne dodatki obecne w życiu codziennym nie istnieją. Owszem w latach ’80 nie wszystko dało się przewidzieć, ale powieść zdecydowanie nie jest prekursorem gatunku.
Główna postać to typowy detektyw noir tylko w innych ciuchach. Do tego jest to typ tak antypatyczny i bierny, że cały czas liczyłam, że ktoś go w końcu zastrzeli. Marîd nie dość, że ćpa przez większość czasu, to jeszcze nie robi nic, żeby rozwiązać powierzoną mu sprawę – czasem ruszy się jak ktoś ze znajomych naprowadzi go na kolejny trop.
Reszta bohaterów to papierowe marionetki, które nie za dużo wnoszą do fabuły, albo postacie sztampowe do bólu i pasujące bardziej do kryminału noir niż cyberpunku (policjanci na przykład) albo wytwory, które bardziej pasowałyby do groteski czy komedii (zabójczynie z jadowymi zębami, które rzucają się w oczy dzięki biustom rozmiaru J).
Fabuła to prosta intryga detektywistyczna, która powoli toczy się do przodu (przypominam, że główny bohater głównie ćpa zamiast robić cokolwiek innego), i niestety nie doczekujemy się ani akcji, ani zmiany tempa, ani jakichś zbytnich zaskoczeń. Trudno też dać się wciągnąć w intrygę, kiedy główny bohater jest nią niezbyt zainteresowany, a bohaterowi trudno kibicować, kiedy jest nie tylko nudny, ale też antypatyczny. Język ani nie zarzuca czytelnika techno bełkotem, ani nie ułatwia jakoś specjalnie przebicia się przez fabułę. Autorowi udało się stworzyć klimat pustynnego noir ze szczyptą cyberpunku, który jest dosyć przyjemny, jednak biorąc wszystko inne pod uwagę jakoś nie dziwi mnie, że pozostałe tomy trylogii nie doczekały się polskiego wydania. Już bardziej dziwią mnie nominacje do Hugo i Nebuli, które dostał oryginał.
Nudna chała