Historia (nie tylko ta związana z religią) pełna jest momentów niejednoznacznych, ciekawych i nie do końca wyjaśnionych. A skoro autor jest historykiem, w dodatku mediewistą to chyba można liczyć na rzetelność. I na umiejętność wysławiania się, skoro jest też dominikaninem. Prawda?
Mimo tekstu na tylnej okładce „Historia nie jest zbiorem faktów i dat. To przede wszystkim fascynująca opowieść, której nieraz blisko do kryminału.” nie należy się spodziewać opowieści.
Większa część książki to rozmowy na niejednoznaczne tematy; owszem toczące się wartko i trzeba przyznać bratu Tomaszowi, że umie ciekawie opowiadać, ale daleko temu do opowieści czy kryminału. Do tego rozmówcy są względem siebie upiornie grzeczni i wzajemne potakiwanie sprawia, że powstaje kółko wzajemnej adoracji, któremu bardzo daleko do dyskusji na kontrowersyjne tematy. Pytający nie podważa tez, nie domaga się szczegółów, nie gra roli adwokata diabła, nie tworzy konfliktu. A powinien. Bez tego forma dialogu nie ma większego sensu. A okazji do wszystkiego wyżej wymienionego jest sporo, zwłaszcza przy takich tematach jak papieżyca Joanna, proces Templariuszy, inkwizycja.
Zamiast ożywionych dyskusji dwóch historyków rozważających tezę, mamy ułagodzone wytłumaczenia pewnych zjawisk. Z jednej strony bardzo ucieszyło mnie wykorzystanie aspektu socjologicznego i spojrzenie na część wydarzeń z perspektywy ludzi im współczesnych. Z drugiej… redakcja leży, kwiczy i skutecznie morduje wiarygodność, bo nagle dowiadujemy się, że Władysław Herman był kuzynem króla, że w Rzymie siedział papież – Benedykt XIII, a w Awinionie Grzegorz XII, przy tym parę stron później wychodzi, że było na odwrót. Do tego dowiadujemy się że “Jezus przyjmował do swoich szeregów także występnych: Judasza, Piotra, Jana…” Po pierwsze, o ile mnie pamięć nie myli, to kiedy byli przyjmowani byli bardzo mało występni, a po drugie to akurat Janowi brak występności pozostał do samego końca… Poza tym mamy znikające kropki i problemy z odmianą przez przypadki.
Pozostałe części książki to króciutkie narracje – o wykopaliskach w krakowskim klasztorze, św. Dominiku i tajemniczych przypadkach związanych z dominikanami. Opowiadanka są lekkie i całkiem przyjemne z czysto językowego punktu widzenia. Niestety treściowo to w dużej mierze wyobrażenia autora, konfabulacje, bądź wyjaśnienia możliwe, ale niczym nie potwierdzone. Czyli wszystko to, co w książce historycznej nie powinno się znaleźć.
Chyba pierwszy raz mogę powiedzieć, że zmarnowano potencjał formy. Redakcja (a raczej jej brak) też nie pomaga. Szkoda, bo brat w białym habicie zdecydowanie umie opowiadać i paru rzeczy jednak można się z książki dowiedzieć.
Lekki gniot.