Goldsworth Adrian – Brygantia ( Vindolanda t.3)

3.5 out of 5 stars (3,5 / 5) Trzeci i ostatni (?) tom opowieści o centurionie który był księciem Sylurów i Rzymianinem zarazem, ponownie zabiera nas w świat plemion o nazwach które skręcają język i nie chcą się trzymać głowy. Sylurowie, Atrebatowie, Karwetiowie, Katuwellaunowie, Trynowantowie, Ordowikowie, Selgowie i rzecz jasna Brygantowie. A sama Brygantia? To jednocześnie nazwa krainy, plemienia i być może bóstwa, które niektórzy badacze uosabiają z Minerwą. A jeszcze inni twierdzą,że Brygantia to postać mityczna. Gdybym miała jednym zdaniem podsumować trzeci tom Vindolandy, użyłabym stwierdzenia: rebelia w rebelii. Tym razem bowiem autor nieco się odsunął od historycznych wydarzeń, puścił za to na całego fantazję i z rozmachem kończy wszystkie rozpoczęte watki. Znów pojawia się Akko, niemal zmiennokształtny druid, który okazuje się być jeszcze kimś innym niż sądziliśmy. Prosty żołnierz Longinus skrywa swoje tajemnice, zupełnie inne oblicze ujawnia Sulpicja.. Aż w trakcie lektury zaczęłam sobie zadawać pytanie – czy tu ktokolwiek jest tym za kogo się podaje?! (No może za wyjątkiem Feroksa, ale o nim za chwilę).

Fabuła trzeciego tomu osnuta jest wokół rebelii Arviragusa  księcia Brygantów marzącego o tym, by zyskać sławę Karatakusa i stać się pierwszym władcą wszystkich Brytów. Intryga jest szeroka, skomplikowana, bogata w mniejsze intryżki, podlana lekko mistycznym sosem i niestety zachowuje się jak rozbrykany koń. Ponosi autora, a wraz z nim czytelnika tak, że w którymś momencie trudno się połapać kto, co, gdzie i po kiego.  Dlatego właśnie nie dowierzam, że to koniec przygód Feroksa. Jeśli chodzi o tego ostatniego, to główny bohater opowieści wreszcie stał się bardziej prawdziwy. Wreszcie  nie grzęźnie w tym co było, jest mniej łzawy, żyje dniem dzisiejszym, a nie bolesnymi wspomnieniami. Po prawdzie, to rzeczy dzieją się w takim tempie, że Feroks zwyczajnie nie ma czasu żeby się użalać nad swoją przeszłością. Musi się bardzo postarać, żeby wynieść cało głowę z wszystkich intryg w które został wplątany. Tym bardziej, że jego dotychczasowe bożyszcze i kochanka, Lepidyna Sulpicja okazuje się być wredną suką gotową posłać go na śmierć, zaś los podsuwa mu młodą, apetyczną i o wiele bardziej dostępną Klaudię z którą stary wojak mógłby wreszcie zaznać nieco szczęścia. Mógłby, ale autor jeńców nie bierze i intryga pędzi dalej. Na końcu zaś i tak pozostają pytania bez odpowiedzi. Oraz coś, co trudno nazwać szczęśliwym zakończeniem. O to ostatnie nie mam zresztą pretensji, bo  dość już mam nie trzymających się logiki za to cukierkowatych, niemal hollywoodzkość zakończeń.

Podsumowując: na pewno się nie zdążycie znudzić, za to możecie się poczuć znużeni panującym na kartach chaosem. Ale i tak – polecam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *