Goldsworthy Adrian – Vindolanda (T.2 Złowrogie morze)

3.5 out of 5 stars (3,5 / 5) No i mamy drugi tom Trylogii Vindolanda.Trochę obawiałam się, że autora dopadnie klątwa drugiego tomu, ale w tym przypadku obawy okazały się płonne.  Złowrogie morze trzyma poziom i gdybym rozpoczęła swoją przygodę od tego właśnie tomu ocena byłaby na pewno wyższa. Czemu zatem 3,5 zamiast 4? Głównie za brak zaskoczeń.Po prostu, w tomie nie dzieje się nic czego nie widzieliśmy już w tomie pierwszym. Flawiusz Feroks dalej jest piekielnie dobrym, inteligentnym oficerem legionów, o historii którego dalej nie wiemy zbyt wiele. Miałam nadzieję, że autor uchyli rąbka tajemnicy i dowiemy się, czemu centurion wylądował w Brytanii. Niestety dalej mamy tylko strzępy informacji, jakieś przebłyski dawnego życia i możemy się tylko domyślać, że było burzliwe. Mamy również ciąg dalszy ckliwego romansu z żoną patrycjusza, będący moim zdaniem najsłabszym motywem opowieści. I, podobnie jak w tomie pierwszym okazuje się, że jeden kompetentny, a przy tym cwany oficer jest w stanie uratować rzymskie panowanie w tym zapomnianym przez bogów i Rzym kawałku Brytanii. Tym razem jednak nie mamy wielkich batalistycznych scen , opisanych w najmniejszych detalach, tylko obronę skazanej na zagładę placówki przez garstkę desperatów. Mamy też grupę zbuntowanych legionistów, która połączywszy siły z grupką miejscowych stworzyła niby plemię niby piratów. I skomplikowaną intrygę z miejscowym bogaczem.  Oraz coś na kształt szkoły wojowników w której kształcą się …hm… Amazonki?! Przy całym szacunku dla wiedzy autora, to tego nie kupuję. Mam wrażenie, że chciał nieco ubarwić fabułę. No cóż, wyszło jak wyszło i tylko mam nadzieję, że w tomie trzecim autor nie zechce rozwijać tego karkołomnego pomysłu.  Tempo akcji nie powala, jednak fabuła jest skonstruowana na tyle dobrze, że spokojne rozwijanie się intrygi zupełnie nie przeszkadza. I to w zasadzie wszystko co można powiedzieć o tomie drugim, nie powtarzając się i nie zdradzając fabuły.

Bierzcie i czytajcie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *