(0,5 / 5)
Mieszanka space opery, kryminału, thrillera psychologicznego, powieści drogi i erotyki. W sumie – dlaczego by nie? Powieść była nominowana do Grand Prix Festiwalu Kryminalna Warszawa, co sugeruje, że wątki kryminalne odgrywają istotną rolę w fabule. Całość brzmiała dość dziwnie, ale w sumie zachęcająco.
Jak to zwykle bywa nominacje i lista gatunków to jedno, a książka to całkiem co innego. Ale zacznijmy od początku.
Nieznana obca rasa właśnie wymordowała ludzkość. Nie ma to jak dobry początek. Hitchcock byłby zachwycony, ja jestem zaintrygowana. Nieszczęsne niedobitki – załoga podziurawionego okrętu kosmicznej floty, a właściwie te parę osób, które przetrwały – nie widzą przyszłości w różowych barwach. Zresztą przyszłość mają przed sobą raczej krótką.
Szybko okazuje się, że jednak nie cała ludzkość, a tylko Unia Ludzkości została zniszczona. Poza tym w kosmosie jest jeszcze KAHA – Konsorcjum Handlowe złożone z mieszanki ludzi, obcych i androidów. I jeden z ich statków oberwał rykoszetem podczas bitwy. Tym oto cudem na pokładzie okrętu wojennego lądują: android, lekarka i tytułowa Selkis – humanoidalny obcy z domieszką jaszczurki – scorp.
Stwierdzenie, że męczyłam się przy lekturze byłoby sporym niedopowiedzeniem. Jakbym czytała wersję papierową z dziką satysfakcją wyrzuciłabym ją przez okno pociągu, żeby popatrzeć jak odlatuje w siną dal.
Pierwszym problemem są ludzie. Wszyscy. Domyślam się, że był to zabieg celowy, żeby łatwiej było „uczłowieczyć” całą resztę. Ale autorka trochę przegięła. Przez pierwsze sto stron liczyłam mocno, że obcy wrócą i ich dobiją. Potem już straciłam nadzieję. Wszyscy ludzie w książce to: faszyści, hipokryci, frustraci seksualni i przemocowcy. Wszystko naraz. Niektórzy tylko wychodzą poza skalę i człowiek się zastanawia czemu oni są w wojsku, a nie w zakładzie zamkniętym. Do tego wszyscy zachowują się jak dzieci we mgle. Z jednej strony – sytuacja typowa nie jest, ale z drugiej – to jednak wojsko, ktoś tam mógłby coś ogarniać. Jedynym wyjątkiem od tego schematu jest „uczłowieczony” scorp będący drugim oficerem, ale ciężko nazwać go pozytywnym bohaterem. Cała reszta bohaterów jest tak trudna do zniesienia, że przebicie się przez fabułę to orka na ugorze – nie da się z nimi utożsamiać, nie da się im kibicować, a na początku fabularnie nic się nie dzieje (potem zresztą też niewiele).
Zaciskałam zęby i czytałam, czekając aż włączy się zapowiadana mieszanka gatunków. Uważajcie czego sobie życzycie… Pierwsze scena seksu to gwałt. Kurtyzana zawodowa po przejściach! Serio wyrzuciłabym przez okno. Książkę, nie panią pracującą, żeby było jasne.
Potem… niestety lepiej nie jest. Na całość (prawie 600 stron) przypadają dwie sceny seksu i dwie sceny gwałtu. Plus parę retrospekcji jednego i drugiego. Ja mam chyba inną definicję erotyki niż wydawnictwo. Jakby tego było mało te dwie sceny są opisane tak beznamiętnie i bezosobowo, że przepis na szarlotkę potrafi wywołać więcej emocji.
Wątek kryminalny w zasadzie nie istnieje. Owszem jest tam jedna niewiadoma, ale przez większość fabuły jest ona kompletnie nieistotna i nikogo nie obchodzi. Szczegółów możemy się domyślać, a całość rozwiązuje się sama i jest podana czytelnikowi na tacy. Hmm… nominacja do Grand Prix powiadacie… chyba już wiem jakich książek unikać jak będę rodzinie kupować kryminały na prezent.
Przez większość książki miałam wrażenie, że czytam o niczym – jest tam jakiś wątek romansowy i jakaś historia Selkis, komuś też włączają się dylematy moralne, ale jest to wszystko tak rozwleczone, opisane tak beznamiętnym stylem i stworzone głównie po to, żeby pokazać jaka to ludzkość jest zła i jacy fajni są obcy prześladowani przez tę ludzkość, że nawet odpowiedź na podstawowe pytanie – czy ktokolwiek przeżyje – staje się tylko pretekstem.
Język też mnie nie zachwycił, zaczynając od pięknego polskiego słowa „trajderzy”, przez nagłe zmiany narracji w środku scen, po kompletny brak emocji.
A najlepsze z tego wszystkiego jest to, że wszyscy zapomnieli o tajemniczych obcych. Skąd się wzięli? Gdzie się podziali? Czy zaatakują konsorcjum? Nikt nie wie. A ja cały czas liczę, że wrócą i utłuką bohaterów powieści. Tak dla pewności, że drugiego tomu nie będzie.
Oj coś widzę, że szanownej autorce recenzji charakter na staro…. ee… dojrzałość chyba złagodniał, bo ja bym takiemu dziełu przyznała od razu nagrodę Grand Prix Blasku. No nie ma zmiłuj. Zwłaszcza za to hard porno się należy….
Przyznaje mnie przez chwile mnie kusiło. Ale książki ekhem… pełne Blasku, są tak pełne baboli wszelakich, że przy odpowiednim podejściu mogą być dobrą komedią. A to jest po prostu złe. Kiepskie literacko, koszmarne fabularnie, kryminału nie ma tu wcale, a bohaterów należałoby wyrzucić w próżnię, ale poza tym… jest po prostu nudne, mało oryginalne i męczące. Reklamowane jest co prawda jako erotyk, a okazuje się bardzo złym porno, ale biorąco uwagę, że to może 5-10 stron na 600… to niech raczej zginie w mrokach niepamięci, bo nawet fani bardzo kiepskiej literatury powinni tego unikać.