(4 / 5) Nie jestem wielką fanką sag rodzinnych wszelkiej maści czy to serialowych czy książkowych. Jedyny wyjątek zrobiłam kiedyś dla Sagi Rodu Whiteoaków. Głównie dlatego, że zaczytywały się nią mama z babcią. Ba, niemal toczyły wojny o to, która z nich jako pierwsza dorwie się do nowego tomu. A tych było… 15. Jeśli chodzi o Złoty wiek, na razie wydano 7 tomów. Czy jest więcej? Na razie nie wiem. Czy sięgnę po następny? O tym jak zwykle na końcu.
Opowieść rozpoczyna się na przełomie XIX i XX wieku. Rybacy z niewielkiej norweskiej osady nie wracają w morza. Historia, jakich w tamtych czasach i w tamtym regionie Europy wiele. Jednak tym razem to tragiczne wydarzenie staje się początkiem historii trochę jak z baśni – ktoś dostrzega możliwości intelektualne osieroconych dzieci i zapewnia im najlepsze wykształcenie. Trzech braci dobrze wykorzystuje dany im czas – zdobywa znakomite wykształcenie i ogładę pozwalającą im swobodnie poruszać się na salonach. Jednocześnie Lauritz, Oskar i Sverre nabierają przekonania, że mogą wszystko. Ba, kto z nas w młodości nie miał właśnie takiego przeświadczenia? I, jak przekonał się na własnej skórze niejeden czytelnik, życie skutecznie sprowadza takie marzenia do parteru. Podobnie dzieje się z braćmi.
Trzej bracia – to samo marzenie – o wielkiej miłości. To samo zobowiązanie – dług wobec organizacji która łożyła na ich wykształcenie. To samo pragnienie ucieczki i wiara, że bracia spłacą dług… Wszyscy wybierają ucieczkę. Ale jednemu nie jest ona dana. W pierwszym tomie sagi śledzimy losy Lauritza i Oskara. Przenosimy się między mroźną Norwegią gdzie Lauritz zmaga się z budową kolei Berneńskiej a klimatem Afryki, w której Oskar buduje linię kolejową dla Niemiec. Losy braci zostały zgrabnie wplecione w burzliwą historię początku XX wieku, autorowi udało się nie przytłoczyć czytelnika ani nadmiarem szczegółów technicznych, ani nadmiarem wątków historycznych. Ot, dzieje się życie, z jego wzlotami i upadkami, dla jednych trudniejsze, dla innych łatwiejsze (pozornie), zawsze wymagające podejmowania decyzji i mierzenia się ze skutkami swoich wyborów. Klasycznie – bohaterowie z chłopców przekształcają się w mężczyzn, a choć starają się racjonalnie rządzić swoim życiem, jednak bywa, że to nieprzewidywalny przypadek rozdaje karty w tej grze. A ja cały czas miałam wrażenie, że czytam baśń, w której możliwe są tylko dobre zakończenia i na koniec zatriumfuje dobro, a prawość zostanie nagrodzona. I jakoś mi to nie przeszkadzało.
A poza tym? Cóż, jest to klasyczna, bardzo dobrze napisana saga, z pełnokrwistymi bohaterami, dobrym tempem akcji, miejscami barwna, miejscami szara, tak jak i życie, bez przegięcia w żadną stronę, no może za wyjątkiem tego, że bohaterowie zostają nagrodzeni, a miłość braterska kwitnie wspaniale.
I choć sag dalej nie lubię, tę jedną chcę mieć na półce. Kolejne tomy już zamówione.
.