Ilona Andrews – Magia kąsa, Magia parzy, Magia uderza (dwugłos)

Świat w niedalekiej przyszłości czasami wygląda jak klasyczna kraina fantasy – nie ma prądu i żaden z przejawów techniki nie działa, ale jest magia i nisko latające zaklęcia. Czasami zaś jest jak znane RPG – technologia działa i ma się dobrze, tylko że po ulicach i ruinach wieżowców pałętają się obudzone dzięki magii wampiry, zwierzołaki i magowie.
Główna bohaterka – Kate Daniels, radzi sobie w tym świecie całkiem nieźle jako najemniczka władająca mocą i bardziej materialnymi narzędziami mordu. Magia kąsa to urban fantasy ze szczyptą postapokalipsy i kryminału, czyli niezbyt często spotykany gatunek, co było bardzo zachęcające. Wykonanie, niestety, jest raczej odstraszające i to zaczynając od okładki w stylu „kicz fantastyczny”.
Początek pierwszego tomu to droga przez mękę – spory błąd logiczny już w pierwszym rozdziale, bohaterka wyjaśniająca czytelnikowi działanie świata w strasznie sztuczny sposób (książka napisana jest w pierwszej osobie, więc najemniczka myśli o rzeczach dla niej oczywistych, żeby biedny czytelnik się nie zgubił). Treść to głównie instrukcja obsługi świata i „rozterki młodej Werterki” związane z fabułą, czyli zabójstwem opiekuna Kate i poszukiwaniem sprawcy. Koszmar. Gdyby nie to, że książkę mi polecono skończyłabym czytać w okolicy drugiego rozdziału.
W połowie tego koszmarka pojawiają się kolejni bohaterowie – ciekawsi niż nasza heroina i popychający fabułę do przodu. Kończą się wyjaśnienia i wreszcie zaczyna się coś dziać, a czytelnik może zacząć cieszyć się lekturą zamiast się męczyć.
Książka jest debiutancką powieścią duetu kryjącego się pod pseudonimem Ilona Andrews i to niestety widać. Świat, mimo że ciekawy i dający duże możliwości, nie został w pełni wykorzystany; fabuła mogłaby się toczyć w dowolnym z uniwersów fantasy i nie zrobiłoby to dużej różnicy.
Kolejnym problemem jest sama Kate – twarda najemniczka z niewyparzoną gębą zdradzająca momentami brak instynktu samozachowawczego. Dzięki temu dostalibyśmy kolejną członkinię „klubu twardzielek” jako bohaterkę, gdyby nie wrażenie, że kobieta buntuje się (co zdarza jej się często) nie z potrzeby wynikającej z sytuacji czy choćby światopoglądu, a dlatego że może. Momentami zachowuje się tak, że należałoby ją przełożyć przez kolano i wbić trochę rozumu do głowy. A już do szału doprowadzało mnie traktowanie przez nią (i tym samym przez autorów) każdego napotkanego faceta jako obiektu seksualnego. I to dosłownie każdego. Pomijam to, że jako czytelnik chciałabym wiedzieć coś więcej o bohaterze niż to, czy nadaje się on do zaciągnięcia do najbliższego łóżka. Ale nawet w książkach, gdzie bohaterem jest rasowy szowinista, o napotkanych kobietach wiemy coś więcej niż to jaki mają rozmiar biustu, więc autorów nijak nie usprawiedliwia równouprawnienie.
Całe szczęście całość ratuje intryga (zakończenie nie jest oczywiste po przeczytaniu pierwszej połowy książki) i postacie drugoplanowe. Interesujący są i bohaterowie i rasy, to ostatnie może nie jest rewolucyjne, ale autorzy zastosowali ciekawe rozwiązania dotyczące wampirów i zwierzołaków, które sprawdzają się w tej wersji rzeczywistości i dodają coś oryginalnego do znanych elementów.
Kolejnym problemem jest humor – owszem rozładowuje atmosferę i mnie jako fance humorystycznej fantasy to odpowiadało, ale fanów mroczniejszych klimatów może doprowadzić do ciężkiej pasji. Poza tym większość humorystycznych fragmentów wynika z bezczelności Kate proszącej się o kłopoty i po parsknięciu śmiechem często miałoby się ochotę osobiście jej przyłożyć.
Zakończenie pierwszego tomu daje nadzieję na poprawę paru trudnych do zniesienia elementów z samą Kate na czele, inaczej nie zabrałabym się za lekturę.
Magia parzy jest zgodnie z przewidywaniami pozbawiona części błędów pierwszego tomu. Dowiadujemy się trochę więcej na temat świata; Kate nadal jest bezczelna i twarda, ale przestała być irytująca, mężczyźni przestają być tylko i wyłącznie obiektami seksualnymi. Lepiej pomyślane i napisane są też interakcje z (nie)ludźmi, a wprowadzenie kilku postaci kobiecych równoważy pierwszotomowy motyw: Kate i faceci.
Niestety kiedy poprawiło się (i to znacząco) przedstawienie fabuły – pod każdym względem, również językowym (chociaż to akurat nieznacznie), to sama fabuła leży. Tym razem zamiast nowych rozwiązań i kryminalnej zagadki mamy wątek prosty jak konstrukcja cepa. Kate musi dowiedzieć się, co się stało z jednym ze zgromadzeń czarownic, mając pod opieką córkę jednej z nich i… lektury z zakresu mitologii jako pomoc.
Nie wymagam żeby autorzy, za każdym razem, wyciągali królika z kapelusza, ale stanowczo nie lubię jak ktoś idzie po najmniejszej linii oporu typu: pożyczmy coś z najbardziej znanej fantastom mitologii (znaczy celtyckiej), przeróbmy trochę i będzie dobry powód do bijatyki na miecze i pazury. Przecież to brzmi jak mało ambitny scenariusz sesji RPG z systemie zabij-zanim-coś-zabije-ciebie.
Całe szczęście po zmianach w metodzie podania fabuły, całość czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, więc z rozpędu zaczęłam czytać trzeci tom.
Magia uderza, jest bez wątpienia najlepszą częścią. Potencjał świata zostaje w końcu (częściowo) wykorzystany, humor pojawia się w odpowiedniejszych momentach i jest bardziej zabawny. Historie Kate i innych bohaterów robią się bardziej złożone i pełniejsze emocjonalnie. Jest też duża poprawa jeśli chodzi o warsztat pisarski, zwłaszcza w porównaniu z pierwszym tomem.
Fabularnie też jest lepiej, autorzy nie poszli na łatwiznę i znów jest trudno przewidzieć kto, po co i dlaczego robi bohaterom kuku. Wspomniane kuku polega na tym, że ktoś morduje zmiennokształtnych, a ci trzymają to przed wszystkimi w tajemnicy sami utrudniając sobie w ten sposób śledztwo, ale mają ku temu całkiem niezły powód… Dodatkową atrakcją są zaskakujące fakty dotyczące znanych postaci i odsłonięcie kolejnego fragmentu z przeszłości Kate.
Trzeci tom poleciłabym fanom urban fantasy albo tym, którzy chcieliby zapoznać się z gatunkiem, niestety żeby wiedzieć kto jest kim, trzeba znać wydarzenia z poprzednich tomów, które nie są godne polecenia.
Seria też ma wady jako całość (albo raczej jako, na chwilę obecną, trylogia). Po pierwsze: jest zaplanowana na 7 tomów. Nie lubię tasiemców fantasy, a już na pewno nie tak nierówno wykonanych, bo licząc, że kolejny tom będzie lepszy albo chociaż na takim samym poziomie można się niemile zdziwić.
Po drugie: zakończenia książek dotyczące bezpośrednio Kate są w każdym z tomów tak do siebie podobne, że przy trzecim można zacząć przewracać oczami.
Po trzecie: bohaterka ma tajemnicę, o której dowiadujemy się w pierwszym tomie, niestety też w pierwszym tomie uważny czytelnik domyśli się co to za tajemnica, mimo że oficjalną odpowiedź pozna dużo później. Ta tajemnica sugeruje raczej zakończenie serii w przewidywalnym terminie, a nie telenowelę zaplanowaną przez autorów.
Po czwarte i tak naprawdę najważniejsze: jeśli ktoś czytał urban fantasy w wykonaniu Mercedes Lackey, czyli serie o Dianie Tregarde niech omija kolejne tomy Magii.. z daleka. Dlaczego? Hmm… Diana jest Strażnikiem, który zajmuje się zwalczaniem magicznych zagrożeń, mając kilku facetów do pomocy. Brzmi znajomo? Co prawda jej świat bardziej przypomina nasz z niewielkimi dodatkami, a Di jest wicca, ale jej przygody obejmują trzy tomy w których:
W pierwszym są problemy z wampirami (Magia kąsa)
W drugim są problemy z mitologicznym bóstwem (Magia parzy)
W trzecim jak nie wiadomo co się dzieje, to pewnie to wina jakiegoś maga (Magia uderza)
Nawet numeracja tomów się zgadza….
Biorąc to wszystko pod uwagę pewnie skończę lekturę serii na tomie trzecim. Na półce też jej nie postawie.. pierwsze dwie części zajmowałyby tylko miejsce. Ale pisarski duet zabrał się za pisanie innej serii, a biorąc pod uwagę tendencje do poprawy jakości i większe doświadczenie autorów to warto się będzie nią zainteresować.
Magia kąsa – przeciętniak
Magia parzy – przeciętniak
Magia uderza – całkiem niezłe

——————————————————————————————————————by K.Wal  ———————

Miałam to szczęście, że za pierwszy tom Magii wzięłam się po zaliczeniu kilku koszmarnych gniotów (rzecz jasna reklamowanych jako niesamowita, wręcz świetna lektura), więc książka która nie wywołała u mnie rozpaczliwego ziewania po przeczytaniu kilku stron była naprawdę miłą odmianą.
I pewnie dlatego darowałam jej początkową logiczną niespójność oraz główną bohaterkę zachowującą się jak nie przymierzając rozwydrzona panienka z dobrego domu, której wszystko wolno i wszystko ujdzie płazem, co najwyżej chórek ciotek zaintonuje “Ada to nie wypada”. Nie da się ukryć, że bijące z kart powieści przekonanie pannicy ze jest a)wybitna, b) nadzwyczajna, c) niepowtarzalna jest mocno denerwujące. Podobnie zresztą jak klasyfikowanie każdego faceta jako potencjalnego kandydata do wyrka. Kate momentami zachowuje się wręcz jak karykatura mężczyzny – myśląca typowo “dolnymi” kategoriami.
Wszystkie te braki zdołał mi jednak skompensować świat w którym przyszło żyć Kate – nieprzewidywalny w swoich przypływach i odpływach magii, niejednorodny, pokręcony, a przecież rządzący się jakimiś tam w miarę logicznymi prawami oraz -zaleta nad zalety! – to, że po przeczytaniu połowy książki dalej jeszcze nie wiedziałam, kto rozrabia w tym dziwnym świecie . Tak czy inaczej, do pracy poszłam niewyspana, ale książkę przeczytałam. A w drodze powrotnej kupiłam kolejne tomy… co do drugiej części zgadzam się całkowicie z przedrecenzentką -jest prosta, nudna, oparta na schemacie my biali oni czarni, unurzana do urzygania w sosie z celtyckiej mitologii i zakończona, a jakże apokaliptyczną wizją bitwy ostatecznej. Rzecz jasna wygranej przez tych dobrych i w miarę ładnych. Ci przegrani czyli źli, tradycyjnie już są brzydcy jak dwunasta w nocy. Burcząc i warcząc wzięłam się za tom trzeci. Już nie jest tak prosto jasno i jednoznacznie. Bohaterka nieco dorosła, przestała być enfante terrible z wielkim mieczem i jeszcze większą buziuchną, a świat dookoła zdecydowanie zbrzydł. Wielka tajemnica Kate została czytelnikom objawiona.
Dlatego z pewną zgrozą przyjęłam informację, że autorzy planują jeszcze 4 tomy!
Na koniec kilka słów o podobieństwach do innych książek fantasy. Dzieł Mercedes nie znam ( jeszcze) więc mi się z nią trylogia nie kojarzy, ale za to…. z opowieściami z Narni już tak. ( zwłaszcza okładka z nachalnie wyeksponowanym lwim pyskiem). No i z Nocnym patrolem gdzie mamy i strażników magów zmiennokształtnych i walkę ze złem ukrytym we własnych szeregach.
ocena:
tom pierwszy przeciętniak
tom drugi jeszcze nie chała ale nie przecietniak
tom trzeci całkiem niezłe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *