Indridason Arnaldur – Zimny wiatr ( cykl Erlendur Sveinsson t.7)

1.5 out of 5 stars (1,5 / 5) Tak to jest, kiedy Autor czuje (albo wie, bo podpisał umowę….), że powinien (albo już MUSI) napisać
kolejną książkę. Co by tu? Ano, machnie się kolejną część z wypróbowanego cyklu o komisarzu
Erlendurze – i jakoś to będzie. Weźmie się modny temat migracji i spotkania kultur – i dawaj.
No to mamy – zamordowany jest 10-letni syn Islandczyka i jego, byłej już, tajskiej żony. Zatem pierwsze skojarzenie – nacjonaliści, może rasiści, może jakiś gang handlujący narkotykami albo czym się da. No dobra, w dzielnicy socjalnych bloków i w okolicznej szkole znajdzie się jakiś egzemplarz na poparcie każdej z tych tez. Typowi bohaterowie w typowych sytuacjach – pamiętacie założenia socrealizmu? A najbardziej podejrzani są nauczyciele ze szkoły – bo jeden nie znosi imigranckich dzieci, druga nie bardzo wie jak je uczyć, skoro słabo u nich z islandzkim, a kolejny ma za złe kolegom, ze nie umieją się zaadaptować do sytuacji wielokulturowości.

Teraz policjanci – komisarz Erlendur jak zwykle w cieniu tragedii z dzieciństwa, gdy stracił brata w nagłej śnieżnej zamieci, a sam został uratowany. Brata nigdy nie odnaleziono – a komisarz im starszy, tym większy ma z tym problem. Tę traumę przeniósł dodatkowo na swoje dzieci, które ledwo-ledwo utrzymują z nim kontakt i maja swoje problemy. Zresztą ich ojca i tak zwykle nie było w domu, bo ścigał
przestępców…. Jak to w skandynawskim kryminale – policjant musi być bardziej pokręcony od przestępcy….. Dotyczy to nie tylko Erlendura – jego najważniejsza podwładna też zaniedbuje swoje dzieci, tak jest zajęta chronieniem cudzych. Atak w ogóle to książka opisuje Islandię, której już nie ma – napisana w 2008r., czyli jeszcze przed kryzysem finansowym, który przeorał bardzo głęboko islandzką gospodarkę i społeczeństwo. Od tego czasu gospodarka niby jakoś się podniosła, ale życie społeczne pewnie nigdy już nie będzie takie samo. Zaufanie do państwa i do współobywateli, które wtedy zostało złamane, tak szybko nie wróci, jeżeli w ogóle. A w tych warunkach klimatycznych wzajemna pomoc i zwracanie uwagi na siebie nawzajem jest warunkiem przetrwania. Paradoksalnie – jedną z lepszych stron „Zimnego wiatru” są opisy pogody –
październik czy też początek listopada, a tu zimno, tylko parę godzin jasno, a poza tym ciemno, silny sztormowy wiatr, przed którym nie da się schować i nie tego ni owego śnieżyca, która sparaliżuje miasto. Coś takiego oddziałowuje na ludzką psychikę, musi oddziaływać.
A konkluzja? Już w jednej czy dwóch poprzednich częściach cyklu to się pojawiało, ale tu mamy wprost – cała ta zbrodnia jest kompletnie przypadkowa i nie ma w niej nic interesującego.

Pospojleruję

– młody pół-Taj wracał do domu zwykłą droga, ale miał pecha, bo uczniowie starszej klasy zwędzili nóż modelarski z lekcji techniki i jakoś tak sam im się wyciągnął….. Chcieli młodego tylko nastraszyć, ale jak zaczął się bronić, to jeden z nich machnął – i trafił w wątrobę…. Żadnej tajemnicy, żadnego powodu, żadnego drugiego dna…

Wiec po co opisywać taka historię? Ja tego nie wiem.
Przeczytałem jakoś do końca, może dlatego, że w pociągu, ale generalnie – strata czasu. Jeżeli więc chcecie poczytać sobie criminal-fiction o pokręconym policjancie i przypadkowym przestępcy
– to czemu nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *