(3,5 / 5)
Czyli zbiór opowiadań ze świata Jadowskiej reklamowany jako świąteczny. Niezależnie od tego, czy świętem jest Halloween, Samhain, Jul czy Gwiazdka. Solidne wydanie i ładna okładka kusi do czytania i / lub do sprezentowania komuś antologii. Zakładając, że obdarowywany zna przynajmniej część twórczości autorki, bo znajdziemy tu wszystko: Dorę, Nikitę, Koźlaczki i Witkaca na dokładkę.
Ale po kolei:
Noc potworów – króciutkie Halloweenowe opowiadanie, lekkie, z pomysłem, z humorem, z pazurem. Więcej takich poproszę.
Wampir, który ukradł święta – chyba najsensowniejszy epizod Dory z czasów Heksalogii o Wiedźmie. Nie ma histerii i siły zajebistości Dory, która jest zdolna pokonać wszystko. Jest za to obrażony Roman i dobra dynamika między bohaterami. A śledztwo jest naprawdę śledztwem, a nie pretekstem do romansu albo do wzniesienia Dory na kolejny poziom marysuizmu.
Coś się skrada cichą nocą – zjazd rodzinny u Koźlaczek. Jest nasiadówka w kuchni, jest motyw bardzo ludowo-świąteczny i jest Malina, która mimo najsłabszej mocy musi uratować rodzinę z tarapatów. Sympatyczny tekst z dobrym wykorzystaniem mitologii, tylko… mało atmosfery świąt tu było. I to mimo śniegu i zjazdu rodzinnego.
Nieboszczyk, który za często się uśmiechał – tym razem przeskakujemy do Nikity, Dzielnicy Cudów i Rabina. I wyjątkowo kiepskiej próby wrobienia kogoś w morderstwo. Bardzo mało tu świąt (mimo świątecznego okresu), ale jest niezłe śledztwo i przedstawienie postaci, którą część czytelników już zna z trylogii o zabójczyni.
Powrót wiedźmy bojowej – babunia powracająca do miasta wzbudza ogólną panikę, nie tylko wśród rodziny. Ale skoro babunią jest Narcyza Koźlak, to w końcu nic dziwnego. Lekkie, zabawne, ale kompletnie nieświąteczne.
Jak pies z kotem – wprowadzenie postaci, które wrócą w Próbach ognia i wody. Anna – strażaczka i twarda wilkołaczyca drze koty z sąsiadem – rysiem. Klasyczne pod pewnymi względami, zabawne, lekkie i świąteczne. Pasuje do Nocy Potworów.
Ballada dla św. Ruty – święta się tu pojawiają… bardzo, bardzo w tle. Bo na pierwszym planie jest Nikita i mafia. A na drugim świątynia Ruty, gdzie kobiety szukają resztek nadziei. Fajne i z potencjałem na ciąg dalszy.
50 twarzy Baala, czyli konsekwencje Egzorcyzmów Dory Wilk – zabawne, z ciekawym pomysłem. Baal początkowo jest trochę za spokojny i zbyt ugodowy. I strach pomyśleć jak wygląda piekło, skoro tak wygląda demoniczna zemsta. Tekst radosny, ale kompletnie nieświąteczny.
Samhain w Sawie – autorka musiała pokombinować jak wrzucić do magicznej Warszawy japońskie demony, chińskie świątynie i trochę Indiany Jonesa. O dziwo wyszło tak, że całość nawet ma sens. Sympatyczny dodatek do świata Sawy. Nieświąteczny, ale fajny tekst i w sumie nie będę się czepiać, bo historia ma swój klimat. Choć jest na tyle specyficzna, że trudno byłoby ją połączyć z inną fabułą i dodać jako np. epizod w powieści.
Duch, który stał się lisem – najspokojniejsze, trochę melancholijne opowiadanie. Nie jest złe, ale też nie zapada zbytnio w pamięć. Poza tym, że jest w nim więcej Torunia niż we wszystkich tomach Heksalogii razem wziętych. Mamy tu i określenie linii czasowej wydarzeniami w mieście, i przepięknie opisane CSW. Szkoda, że miasto nie pojawia się w sumie ani wcześniej, ani później w tekstach Jadowskiej.
Jest to całkiem niezły zbiór zebranych epizodów wnoszących czasem więcej, czasem mniej, a czasem… nic, do światów autorki. Czyta się sympatycznie, zwłaszcza te bardziej humorystyczne teksty. Ale poza pierwszym opowiadaniem ja świąt tu nie znalazłam – żadnych. I to mimo tego, że część dzieje się w (przed)świątecznym okresie. Połączenie opowiadań pod pozorem tematyki świątecznej jest trochę naciągane. Nie ma też za bardzo innego wspólnego hasła, które mogłoby je połączyć, chociaż to akurat (o dziwo) nie przeszkadzało w odbiorze.
Główną wadą wrzucenia wszystkiego do jednego kociołka jest to, że do przeczytania Dyni i Jemioły naprawdę niezbędna jest znajomość wszystkiego, co autorka do tej pory napisała – Nikity, Dory i Koźlaczek.