(3 / 5)
W czwartym tomie Bożek chodzi już do czwartej klasy i szkolne życie zabiera mu coraz więcej czasu. Razem z nowymi wyzwaniami w szkole zjawia się też nowa koleżanka. Zmyłka wywołuje Szczęsnego z zaświatów, co rozpętuje romantyczne pandemonium. W domu pojawiają się nowi lokatorzy, a w szkole nowy nauczyciel. Ale najgorsze, najgorsze ze wszystkiego są korki z matmy.
Jest to zdecydowanie książka z morałem… dla rodziców. Dla dzieci jest bardziej o dorastaniu, oddalaniu się od przyjaciół i tłumaczeniu czemu dorośli mają dziwne pomysły. Jak to u Kisiel – styl jest lekki, łatwy i przyjemny, a autorka bawi się słowami i językiem ojczystym z wprawą i humorem ku uciesze czytelnika.
Fabularnie mam jedno zastrzeżenie – jak bardzo podobała mi się metoda „otrzeźwiania” Szczęsnego, tak bardzo wątpię czy czwartoklasistka by na to wpadła, nieważne jak sprytna. I nie to, że w młodzież nie wierzę, ale żeby coś takiego wymyślić trzeba albo mieć do czynienia wcześniej z podobnym typem, albo trochę doświadczenia damsko-męskiego i solidne podstawy romantyzmu, a tu raczej brakuje i jednego i drugiego.
Historia też mnie tym razem nie porwała i przyznaję, że trochę się nudziłam. W sumie po raz pierwszy w towarzystwie Licha zdarzyło mi się nudzić, ale Licha jest tu w sumie niewiele. No i ja targetem nie jestem, mimo że przy poprzednich tomach bawiłam się dobrze lub całkiem nieźle.
Dodatkowa gwiazdka za nowych lokatorów domu, czyli krasnoludki, które są głównym elementem humorystycznym tego tomu i wprowadzają też trochę zamieszania w życiu dotychczasowych lokatorów.
„Szuflandio, droga Szuflandio, jak dobrze twym dzieckiem być…”.