Kulisy filmowe bywają ciekawsze niż sam film, a jeśli twórcy na dodatek muszą się mierzyć z brakiem funduszy, cenzurą i komisją artystyczną może wyjść z tego mieszanka wybuchowa.
Zbiór anegdot i wspomnień czyta się lekko i przyjemnie, na dodatek można się dowiedzieć ile wytrwałości, samozaparcia i pomysłowości trzeba było mieć, żeby kręcić filmy i w nich grać w PRLu. Część historii jest też potwierdzeniem tezy, że najlepsze rzeczy zdarzają się przypadkiem. Szkoda że autor ograniczył się tylko do 10 filmów, z chęcią poczytałabym o jeszcze kilku (Va Banque chociażby).
Główną wadą książki są pełne streszczenia fabuł, czasem aż za szczegółowe – w końcu jak ktoś oglądał to nie są mu potrzebne, a jak ktoś nie widział to raczej się ze spoilerów nie ucieszy.
Redakcja też niestety poległa – aktorzy zmieniają się nazwiskami i umiejętnościami, za to należałyby się baty, całe szczęście nie ma za dużo takich kwiatków.
Książka jest ciekawostką interaktywną – za pomocą aplikacji i internetu można sobie obejrzeć część z opisywanych scen, co jest miłym dodatkiem. Niestety nie wszystkie opisane filmy mają fragmenty interaktywne i na dodatek zdarza się że kadr, który uruchamia aplikację nie występuje w oglądanej scenie. Tak więc interaktywność, mimo że całkiem udana, wymaga jeszcze lekkiego dopracowania. Jak za mieszaniem mediów nie przepadam, to w wypadku książki o filmie jest to bardzo fajny dodatek.
Lekka wspominkowo-anagdotyczna książka, która powinna spodobać się fanom polskiego kina.