Autor był jednym z najlepszych polskich pilotów, latających w czasie II wojny światowej w Polskich Siłach Powietrznych w Wielkiej Brytanii, dowódcą dywizjonu i skrzydła myśliwskiego, weteranem Bitwy o Anglię. Wcześniej walczył też w Polsce w 1939r. oraz we Francji w 1940r. Książka reklamowana jest przez wydawcę, Wydawnictwo Fronda, jako „pełna wersja wojennych wspomnień asa myśliwskiego z lat 1942-1945”. Na czym polega „pełność” tej „wersji” – nie wiem, a przeczytałem w swoim czasie chyba prawie wszystkie książki napisane przez wing commandera Króla w latach 70-tych, już na emeryturze. Owszem, są tu jakieś zapiski obyczajowe typu całowanie szkockiej panny pod jemiołą czy flirtowanie z WAAF-kami, których pewnie „za komuny” cenzura by nie puściła, ale czy to naprawdę rewolucjonizuje naszą wiedzę na temat polskich dywizjonów w Wielkiej Brytanii? Copyright wydania należy do rodziny Autora, domyślam się więc, że to jakiś redaktor „nadał szlif” papierom, dokumentom czy notatkom pozostałym po płk. Królu (zmarł w 1991 roku). Tak na marginesie – korekta nie była zbyt staranna, przepuściła trochę błędów typu opuszczone słowo, nie ten rodzaj gramatyczny itp. Ale mój największy problem w lekturze i największy zarzut do tego dzieła jest poważniejszy – wydźwięk książki sprowadza się do „jak to na wojence ładnie”…. Piloci mają dużo czasu, dosyć lekką służbę – owszem, niebezpieczną, ale przecież nie aż tak bardzo – spędzają wojnę w ciekawych miejscach, mieszkają w niezłych warunkach, czasem mogą nawet trochę pozwiedzać jak w czasie walk Cyrku Skalskiego w północnej Afryce. Robią to co lubią, jak dobrze pójdzie „sprują” jednego czy drugiego Niemca w Messerschmittcie , co pół roku odpoczynek od bojowego latania spędzany na stanowisku instruktora albo dowódcy szkoły lotniczej, niezły żołd, szybkie awanse, powodzenie u dziewczyn…. Owszem, Autor (ktokolwiek nim jest ) wspomina, że ten zginął, tamten zginął, ów skraksował i nie będzie już mógł latać, kolejny w niewoli, ale wszystko to jest na zasadzie czegoś, co dzieje się „gdzieś”, daleko, „gdzie indziej” nawet jeżeli dotyczy to pilotów z jego dywizjonu, kolegów czy przyjaciół. Czasem tylko przebijają surowe wojenne realia, jak w opisach kiepskiego zakwaterowania na polowych lotniskach, zdobywania „nieoficjalnego” jedzenia (jajek) czy wreszcie w relacji z ataku na stację kolejową we Francji.
Może tak i trzeba dla dzisiejszego czytelnika – szybko, barwnie, dosyć ogólnie i możliwie bez drastycznych szczegółów. Ale dla mnie to trochę mało – 308 stron gładkiej opowieści, z której nie dowiem się, jak to jest, kiedy do ciebie strzelają, na lotnisku mieszkasz w baraku nie do dogrzania, jedzenie monotonne, a twoje życie zależy m. in. od tego, czy jakaś azbestowa siateczka w silniku twojego Spitfire’a jest konstrukcyjnie dopracowana, czy nie.
Jeżeli więc chcecie surowej relacji, a nie wygładzonej, możliwie atrakcyjnej „opowieści o dniach chwały i bohaterach polskiego oręża” – ta książka nie jest dla Was.