(3,5 / 5)
Nie znam bloga, z którego wyewoluowała książka. Zaciekawił mnie temat. I trzeba przyznać, że dostałam bardzo sympatyczną lekturę. Zdecydowanie nie tylko dla tych, którzy kiedyś chcieli lub chcą zajmować się leczeniem zwierząt domowych dowolnych gabarytów.
Dostajemy garść informacji o tym jak się weterynarzem zostaje, trochę o problemach domowych pupili – otyłościach, kocim stresie, problemach z gryzoniami. O tym co potrafi połknąć pies i o tym, że największym problemem zwierząt są czasem właściciele.
Wszystko podane lekkim, sympatycznym stylem, który nie jest ani za bardzo blogowy, ani nie próbuje na siłę rozśmieszać czytelnika. Krótko mówiąc – pasuje w sam raz do treści.
Od czasu do czasu spomiędzy informacji wychyla się autor – specjalista lubiący swoją pracę, która mogłaby być dużo łatwiejsza, gdyby nie ludzie z którymi się styka. I którzy czasem są średnio zainteresowani dobrostanem swoich pupili.
Sympatyczna lektura, która pozwala nie tylko prześledzić „dzień z życia” weterynarza, ale też dowiedzieć się paru ciekawych (i przydatnych, jeśli ktoś ma zwierzaka) informacji.