Odmienność budzi zawsze emocje. Od zaintrygowania, poprzez często chorą fascynację, po odrazę do nienawiści. Jakoś tak jest, że najchętniej widzielibyśmy dookoła siebie ludzi identycznych jak my. Zunifikowanych przez to samo wykształcenie, tę samą obyczajowość, tę samą modę, ba “umundurowanych” tak samo jak my – w ubrania z tych samych sieciówek. Inność kole w oczy. I jest zupełnie obojętne – czy to będzie inność ortodoksyjnego żyda na europejskiej ulicy, czy inność Europejczyka na ulicy w dzielnicy chasydów. J. S. Margot miała to szczęście, że została wpuszczona za “żelazną kurtynę” innej obyczajowości chasydzkich żydów mieszkających w Amsterdamie. Jako korepetytorka dzieci zamożnego małżeństwa miała okazję poznać świat tak odmienny jej własnego, jakby nagle zamieszkała na innej planecie. Dość powiedzieć, że niepraktykująca katoliczka, w wolnym związku z niewierzącym Irańczykiem wylądowała nagle w świecie w którym kobiecie wciąż nie podaje się reki, w kuchni są dwa zestawy naczyń w różnych kolorach, żeby przypadkiem ich nie pomylić, aranżowane małżeństwa są na porządku dziennym, a w piątki porządny żyd nie zgasi nawet światła. Autorka jednak nie zatrzymała się na warstwie “ciekawostkowej”. Sięgnęła głębiej, ukazując jak można się dogadać, a nawet polubić pomimo dzielących różnic. Różnic tak wielkich, że rodzina Schneiderów do końca nazywała partnera autorki “mężem”. Po prostu wolny związek nie mieścił im się w głowach. I choć szanowali i akceptowali tę “odmienność” to starali się ją w jakiś sposób oswoić nadając jej znaną “i akceptowaną nazwę.
Książka J.S. Margot nie jest “klasycznym” reportażem, bowiem autorce trudno momentami uciec od własnych emocji związanych z tym czy tamtym wydarzeniem, od wątków z własnego życia. Jednak te wtręty nie przeszkadzają w lekturze Mazel Tow, sprawiają raczej, że relacja jest jeszcze bardziej autentyczna i ciekawa. Opowieść toczy się niespiesznie, tak jak niespiesznie toczy się życie w dzielnicy zamieszkałej przez żydowskich ortodoksów. Wszystko ma swoje doskonale znane koleiny, wypracowane od wieków. Skontrastowane z nim życie “europejskie” wydaje się być pełne chaosu i nerwowości.
Równie ciekawy, pomimo swego okrutnego wydźwięku jest wątek siostry Nimy – Iranki, która chęć ucieczki do lepszego świata przepłaciła utratą psychicznego zdrowia.
Książka nie należy do tzw. “fajerwerków”. Nie znajdziemy w niej sensacyjek. Tempo akcji nie zwali nas z nóg.
Ale warto ją przeczytać. A później pozwolić sobie na chwilę refleksji…