(1 / 5)
Przyszłość zaplanowana dla Adrienne Satti legła w gruzach. Teraz dziewczyna za pomocą rapiera, kradzieży i znajomości próbuje przeżyć i dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się parę lat temu. Do towarzystwa ma Olguna – siedzącego w jej głowie boga.
Bohaterka niespecjalnie przejmuje się tym, że słyszy głosy, a w sumie jeden głos konkretnego boga. Zresztą niewieloma rzeczami się przejmuje – jak na Mary Sue przystało, bo w końcu nieważne, co zrobi, komu napyskuje i jak bardzo kiepską złodziejką się nie okaże, wszystko i tak ujdzie jej na sucho. Wszyscy inni też najwyraźniej o tym wiedzą, bo nawet niespecjalnie się starają, czy to pomóc, czy zaszkodzić.
Fabuła przeskakuje co chwilę z jednej linii czasowej na drugą, a potem na trzecią – w kolejności dowolnej. Co w dość krótkiej książce sprawdza się bardzo kiepsko. Zamiast przyspieszyć akcję szatkuje ją na drobne fragmenty, wprowadza chaos i urywa wątki w dziwnych momentach.
Obecność Olguna jest średnio wykorzystana – wiemy, że jest, są jakieś przebłyski humoru, ale jest ich mało.
Mimo że czas i miejsce akcji są stylizowane na Europę (Francję?) około XVIII w., to zachowanie bohaterki i dialogi są na wskroś współczesne, co jest irytujące.
Mimo wszystko mogłaby być to łatwa i lekka lektura w stylu Assassin’s Creed – ot biegająca po dachach złodziejka z bronią. Co prawda dalej byłaby to sztampowa Mary Sue w sztampowym świecie ze szczyptą (niewielką) humoru i odrobiną mroku. Problem w tym, że po pierwsze – trudno polubić jakąkolwiek postać w tej książce, a po drugie – jest to naprawdę upiornie nudne.
Jedynym plusem jest w sumie okładka.