Matyszczak Marta – Mamy morderstwo w Mikołajkach (kryminał z pazurem t.1) Dwugłos

1.5 out of 5 stars (1,5 / 5) Książka wydana przez Wydawnictwo Publicat w serii Kryminał z Pazurem otwiera coś w rodzaju trylogii – bo są jeszcze dwie kolejne części tej opowieści. Dzieło jest nowiutkie, napisane i wydane w 2024 roku, kryminału w tym niewiele, bardziej literatura obyczajowa z domieszką sensacji. Widać konspekt, punkty węzłowe „odrobione” jak należy, przyszła kontynuacja zasygnalizowana tam, gdzie należało. Narracja podzielona na dwie opowieści, jedną z nich snuje kotka głównej bohaterki, co może i byłoby ciekawym zabiegiem formalnym, gdyby nie fakt, że nie ma na zbyt wiele do powiedzenia i dość wcześnie zaczyna się powtarzać. Prezentuje dość standardową historię – mieszkała w stodole, było chłodno, głodno i psy, więc postanowiła zmienić swoje życie i zamiauczała przed drzwiami domu głównej bohaterki. Obecnie ma status księżniczki, wyszukane smaczki do jedzenia, ale też dużo pracy z pilnowaniem swoich ludzi – bo jak wiadomo ludź jest niemądry i może funkcjonować tylko dzięki mądrości i opiece kooota .
A sama główna bohaterka Rozalia? Tu też bez zaskoczeń – pani weterynarz (albo jak kto woli – weterynarka), mąż komendant policji, nastoletnie bliźniaczki. Tutaj Autorka wprowadza elementy odróżniające – pani doktor ma jeszcze teściową, ale przede wszystkim ma syna w domu opieki. Młody mężczyzna jest w stanie wegetatywnym po wypadku na żaglówce w czasie mazurskiego „białego szkwału”, jest zatem kwestia prób leczenia i rehabilitacji. Tu pojawia się kto? – no właśnie, stary znajomy z podstawówki, który dawno temu kochał się w nastoletniej Rozalce, a teraz wrócił z Niemiec i chciałby „pomóc”… No dobra, są jeszcze gangsterzy, menele, no i wczasowicze, bo rzecz dzieje się w Mikołajkach. No i oczywiście jest jeszcze Niemiec, prawdziwy reichsdeutch, a właściwie to niezbyt prawdziwy, bo ze statusem „wypędzonego” (dziadek zwiał  z Mazur przed Armią Czerwoną), operetkowy typ, ni to straszliwy rewanżysta ni to inkluzywny Europejczyk. Ta akurat postać Autorce się udała. Jest i morderstwo, bo przecież musi być. Nic szczególnego, znaleziono powieszonego właściciela hotelu, może sam się powiesił, a może ktoś mu pomógł. Mordercy szuka policja, bo co ma zrobić, ale jakoś tak bez przekonania i pomysłu. Prawdę mówiąc nawet do powszechnie znanych aspektów „technologii śledztwa” Autorka raczej nie zrobiła reaserchu.
Klisze, kalki, schematy, schematy, kalki i klisze. Są nawet „dylematy moralne”, ale tak standardowe, że
nic w tym nowego czy świeżego.
OK, raz można przeczytać, zwłaszcza w pociągu, ale nie jest to wielka literatura, a Mikołajek pewnie też
nie odwiedzę, by peregrynować śladami kotki Burbur, a tym bardziej jej pani.

———————————————————————————————————— by K. Wal

Kryminał kupiłam głównie ze względu na postać kotki, bo pomysł opowiadania o morderstwie i próbach rozwikłania zagadki kryminalnej jej oczami wydal mi się intrygujący. Koci detektyw? A czemu nie! Tyle, że kotka, choć niewątpliwie jest najciekawszą postacią opowieści jest też,  niestety ukazana sztampowo. Trochę na zasadzie – kot jaki jest każdy widzi. No, i nie zajmuje się wcale morderstwem tylko stosunkami panującymi w domu właścicieli. Kryminału zaś jest w tej książce tyle co… nomen omen kot napłakał. W efekcie wyszła nudnawa powiastka o życiu w prowincjonalnej mieścinie żyjącej z turystów, wzajemnych czasem przedziwnych  powiązaniach, zobowiązaniach i zależnościach. Z lekką zgrozą myślę o jeszcze dwóch tomach leżacych na półce. Ale… lekkie są więc może je mąż w pociągu zmęczy. Jedynka w ocenie dla Burbur.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *