Namnożyło się ostatnio rodzajów kryminałów mających w nazwie nację. Kryminał amerykański, skandynawski, polski, szkocki. Okazuje się bowiem, że każda nacja pisze kryminały trochę inaczej. Niby w każdym z nich chodzi o wykrycie sprawcy i rozplątanie intrygi, ale coraz częściej okazuje się, że równie ważne jest tło wydarzeń. Co więcej, bywa, że właśnie tło sprawia, że oceniamy kryminał jako udany lub nie. Książka Petera Maya jest określana jako kryminał szkocki, bardzo bliski skandynawskiemu, bowiem podobnie jak w kryminałach pisanych przez Skandynawów, także i tutaj niebagatelną rolę odgrywa surowy klimat, tzw. okoliczności przyrody, oraz związki pomiędzy ludźmi. I jeśli chodzi o te elementy – Człowiek z wyspy Lewis wpisuje się w nurt bezbłędnie. Paskudna (dla nas ) pogoda, trudy życia codziennego na niewielkiej wysepce, trudy sprawiające, że wyspa pokryta jest ruinami domów tych którzy odpuścili, skomplikowane relacje pomiędzy ludźmi żyjącymi w zamkniętej społeczności odseparowanej od lądu morzem i pogodą. Ludźmi odseparowanymi od siebie wzajem przekonaniami. Sama intryga, choć rozgrywa się na dwóch planach jest dość prosta i płaska. Staje się jasna mniej więcej w okolicy 160 strony. Główny bohater nie porywa. Przewidywalny, sztampowy czyli nudny. Jak policjant to koniecznie na emeryturze i z domowymi problemami. Po lekturze n – kryminałów można wręcz dojść do wniosku, że policjanci są najskuteczniejsi właśnie wtedy gdy zakończą służbę w policji. Jedyną naprawdę ciekawą postacią jest główny podejrzany. Tym ciekawszą, że ukazaną z dość niezwykłej perspektywy – wewnętrznego monologu człowieka ogarniętego demencją. I tak naprawdę w tym wewnętrznym monologu kompletnie zagubionego człowieka kryje się cała wartość tej książki. Bo każe się zastanowić nad tym co wydaje się nam taki oczywiste – nad naszą świadomością. Chyba nie ma człowieka który choć raz nie zdenerwowałby się na jakiegoś “zgreda”, który nic nie kuma, wszystko mu się miesza, w kółko powtarza to samo i żyje przeszłością. Peter May zajrzał “pod skórę” takiego człowieka i pokazał zaskakująco przejmująco świat człowieka pogrążającego się w demencji, nie rozumiejącego co się z nim dzieje, nie potrafiącego sobie poradzić z tą nagle tak obcą rzeczywistością. I pokazuje to… kryminał.
Szkoda, że to jedyny pozytyw tej książki.