(1 / 5) Dawno temu pewien artysta wyśpiewywał ironiczne ” śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi jak co komu wychodzi”… Po lekturze “wspulnikow” mam ochotę zaśpiewać “pisać każdy może….”. Bo tym razem dzieło jakie przyszło mi czytać, jest zaiste wybitne. Może to jeszcze nie nagroda Blasku, ale naprawdę niebezpiecznie blisko. W zasadzie tuż, tuż.
Ale wiecie co mnie najbardziej zszokowało? Otóż fakt, że ta pozycja niskich lotów i polotu, mord na logice, dobrym smaku i bezguście literackie zebrało całkiem niezłe recenzje na lubimy czytać. O gustach się ponoć nie dyskutuje, ale dać temu “dzieuu” 10 punktów?! Serio?!!! Wedle autora i opisu na okładce, mieliśmy dostać komedię kryminalną. Niestety znam tylko jedną autorkę, która sprostała takiemu wyzwaniu a i to w zaledwie kilku swoich utworach, bo nawet jej zdarzało się pogubić i zdryfować w stronę lekkiej żenady. Tak, mam na myśli Joannę Chmielewską. Autor Wspulników nie zdryfował w kierunku żenady. On popłynął w jej stronę pod pełnymi żaglami i z pieśnią na ustach. I na dobre zakotwiczył w archipelagu Przaśnie. “Komediowość” w jego utworze ma zapewnić dość prymitywna komedia omyłek, język rodem z gimnazjalnej imprezy i szusowanie po schematach. A w zasadzie to szorowanie po dolnych stanach tychże schematów. Autor chyba zbyt wiele razy oglądał komedię głupi i głupszy i mu się utrwaliło to i owo. Bohaterowie rzygają, popuszczają w spodnie, zaprawiają się już to ziołem, już to alkoholem, są łapani za genitalia przez małpę, niektórzy kończą z wibratorami w cytuję “owłosionych tyłkach”. No ubaw po pachy. Normalnie nic tylko popuszczać w spodnie. Bez wibratora.
O logice nie wspomnę, bo ta najpierw zbaraniała, potem zażądała swojej doli alkoholi lub zioła a na końcu uciekła z wrzaskiem jak potraktowany gorącym żelazkiem w dupsko pawian. Dość powiedzieć, że główny bohater, przedstawiany na początku jako łajza obsmarkana co to nie potrafi nawet odkuć się na nielubianym sąsiedzie i potrzebuje do tego przyjaciela, mniej więcej od połowy książki wyrasta nagle na geniusza zemsty i perfidnego cwaniaka. No proszę, wystarczy się parę razy zaprawić ziołem, schlać na umór i zostać potraktowanym mieszanką prochów w psychiatryku, żeby się tak rozwinąć! Jego tzw. “wspulnicy” również przechodzą metamorfozę ( ciekawe ze po takiej samej kuracji…) i z dwóch kretynów digimorfują w sprawnych wykonawców poleceń Adama. Za to groźni panowie płatni zabójcy ( jeden nawet z Formozy, oj oj…) w trakcie lektury ujawniają wyraźne braki intelektualne oraz padają nad wyraz łatwym łupem kogoś z Legii Cudzoziemskiej. Na miejscu prawdziwych weteranów z tej formacji chyba bym po takim paszkwilu odwiedziła pana autora. Najlepiej w towarzystwie jednego z gadżetów z jego własnej powieści. Cóż jeszcze można powiedzieć o tym dziele rozpaczliwym? Ano policjanci są w nim obowiązkowo głupi, wredni oraz prymitywni. Księża cwani, zachłanni, obowiązkowo opływający w dostatki. Panie z agencji towarzyskiej szpetne, wredne i niezniszczalne niemal. Do tego widać, że autor miał problemy w szkole, nie lubi wuefistów i nauczycieli techniki ( takie wykształcenie mają panowie policjanty)a zaś na lekcjach języka polskiego najwyraźniej spał. Jego bohater nie raz i nie dwa “cofnął się do tyłu”. Pan Sławek przejawia ponadto niejaką fascynację fetyszami erotycznymi z wibratorem analnym na czele, praktykami sadomaso oraz rażeniem prądem.
Podsumowując: Autor popełnił jeszcze dwie książki, ale po przeczytaniu Wspulników nikt mnie nie namówi na ich lekturę. Trybuna ludu jest tańsza…