(1 / 5)
Pierwszy tom wyjątkowo mi się nie podobał, ale ponieważ na półce stały dwa kolejne, to postanowiłam dać dinozaurom drugą szansę.
Przyznaję, że oszukiwałam przy lekturze – omijałam wszelkie opisy naszyjników z piór dinozaurów, rajtuzów, spódniczek, herbów i zdobień na zbrojach. Dzięki temu udało mi się przeczytać drugim tom dwa razy szybciej niż pierwszy. Naprawdę nie jest to książka, przy której warto by było tracić czas.
Można by powiedzieć, że dostajemy więcej tego samego, co we Władcach dinozaurów. Tylko bardziej.
Cesarz Filip jest jeszcze bardziej głupio-geniuszowaty niż w pierwszym tomie – znaczy autor wmawia czytelnikowi jakim to władca nie jest genialnym intrygantem, a w fabule rzekomy geniusz popełnia wszelkie możliwe błędy. I cały dwór się z niego śmieje.
Jednowymiarowość bohaterów zostaje podniesiona na następny poziom, bo białe i czarne postaci robią się odpowiednio: bielsze niż szata Gandalfa i czarne jak zadek diabła, zamiast zyskiwać trochę wieloznaczności. Idealny rycerz, kochanek, dowódca zakonu, książę kościoła i bard jest tak idealny, że kiedy zakłada zbroję człowiek spodziewa się brzęknięcia kryształu, jak po zetknięciu szkła z metalem. Falk znany z poprzedniego tomu jako maminsynek, intrygant, kłamca i alkoholik zostaje na dodatek hipokrytą i tchórzem. Aż jestem ciekawa co autor doda bohaterom w trzecim tomie, bo powoli kończą się opcje. O dziwo, trochę zyskuje Karyl, który i tak był najbardziej rozbudowaną postacią. Najbardziej jednak zmienia się i dorasta Melodia. Początkowo jej zachowania i reakcje wywołują opadnięcie rąk, ale im bliżej końca tomu, tym lepiej. Co prawda księżniczka dalej myśli bardziej tym, co ma między nogami niż głową, ale i tak jest spory postęp w porównaniu z pierwszym tomem.
Dinozaury dostają trochę scen niebitewnych (chociaż jest tych scen trochę za mało), ale dla równowagi niektóre opisane gatunki są wprowadzone tylko po to, żeby pojawić się w jednym zdaniu – jako pieczeń nad ogniskiem. Bitwy to podobnie jak w pierwszym tomie – taktyka konnicy w wykonaniu dinozaurów. Więc w sumie jest to samo co było – jaszczury są bardziej dodatkiem do krajobrazu niż integralną częścią świata.
Podobnie jak w pierwszym tomie jest sporo fragmentów powracających jak czkawka – opisy tych samych zbroi, opisy konkretnych dinozaurów, ubrań i fryzur. Do tego dochodzi jeszcze odniesienie do sceny gwałtu w absolutnie każdej scenie, w której pojawia się poszkodowana postać. Absolutnie. W. Każdej.
Jedną z niewielu zmian na plus jest niewielka rozbudowa świata. Dowiadujemy się trochę więcej o Raju, jego historii i religii. Niestety tych fragmentów nie ma zbyt wiele. A szkoda, bo po pierwsze są ciekawymi pomysłami, mimo że opartymi na naszej historii. Po drugie – od pewnego momentu zaczynają być istotne dla fabuły i czytelnik w końcu ląduje w miejscu, w którym nie wie nie tylko jaka jest stawka, ale też jaka jest gra.
Z jednej strony jest lepiej niż w pierwszym tomie – rozbudowanie niektórych postaci i wątku religijnego, sporo scen akcji. Z drugiej jest zdecydowanie gorzej – jednoznaczność bohaterów przekraczająca wszelkie normy, elementy magiczno-fantastyczno-technologiczne działające bez żadnych reguł, bo akurat jakiś cud fabularny był autorowi potrzebny. Kompletny brak spójności i logiki tych elementów, zwłaszcza pod koniec tomu, był trudny do zniesienia. Jest oczywiście opcja, że część jest wytłumaczalna, tylko autor nie podzielił się wiedzą, ale skoro nie podzielił się wiedzą przez dwieście stron, to chyba nie mam ochoty czytać kolejnych sześciuset, żeby znaleźć wytłumaczenie w trzecim tomie. Poza tym i tak nie wierzę, że wszystkie elementy dałoby się logicznie wytłumaczyć – bo albo kolejna postać jest zbyt przekozaczona, albo logika wzięła sobie urlop, albo jest to system magiczno-technologiczny z gatunku deus ex machina.
Sytuacji nie ratują niestety opisy bitew – pocięte dialogami o niczym i nadmiarem opisów ciągną się w nieskończoność i zamiast zwiększać tempo akcji raczej zwiększają nudę.
Wymęczyłam się przy lekturze i naprawdę ucieszyłam się, że dobrnęłam do końca tomu. Po kolejny nie zamierzam sięgać, bo absolutnie nic w Jeźdźcach dinozaurów nie przekonuje mnie, żeby chociaż spróbować. Raczej wszystko przekonuje mnie, że byłaby to wyjątkowa strata czasu.