Czasy wikingów, a zwłaszcza okres przyjmowania chrześcijaństwa przez ludy zamieszkujące półwysep skandynawski( czy jak to ktoś określił czas przepychanek Odyna z Chrystusem) to ostatnio jeden z bardziej eksploatowanych motywów. Najwyraźniej jest coś ekscytującego w tym jak chrześcijaństwo przejmowało we władanie niepokornych wikingów. Czasami jednak mam wrażenie, że niektórych autorów za bardzo poniosła literacka fantazja i wylądowali na manowcach. Tak jak Marcin Mortka… Teoretycznie w Ostatniej Sadze nie ma się do czego przyczepić. Teoretycznie wartka akcja, teoretycznie wyraziści bohaterowie, pozory autentyzmu, szczypta nordyckich wierzeń. Z jednej strony fanatyczny do obłędu Hieronim i opanowany przez niego Eryk wprowadzający ogniem i mieczem chrześcijaństwo. Z drugiej strony nadciągający gdzieś w zaświatach Ragnarok, Odyn i wierni mu wojowie. Właśnie, wierni Odynowi czy wierni tradycji? A może zwyczajnie bojący się nowego? Do tego karły i postacie z nordyckich sag. I walka o władzę, i kombinowanie z kim teraz lepiej trzymać. Przy kim można zyskać przy kim tylko stracić. Do tego niezłe opisy przyrody.
Co więc sprawiło, że nijak nie mogłam się przekonać do pierwszego tomu, który dłużył mi się straszliwie, a po odłożeniu którego nie byłam w stanie ( rzecz raczej rzadko u mnie spotykana) sklecić nawet dwóch zdań na jego temat?! Szczerze powiem nie mam zielonego pojęcia. Wiem za to, że na pewno nie zachwycił mnie język z wciskanymi na siłę norweskimi czy islandzkimi zwrotami. Narracji to nie ubarwiło, nie przekonało do stylu autora, za to po dłuższej chwili setnie irytowało, by na końcu zwyczajnie znużyć. Nie przekonał mnie też konflikt pomiędzy sfanatyzowanymi wyznawcami Chrystusa, a wyznawcami Odyna. Jakiś taki… zbyt hollywoodzki mi się wydawał. Bohaterowie – jak wspomniałam są wyraziści. A jednak… brakowało mi w nich jakiejś wybijającej się postaci, prawdziwego lidera. Żadna postać mnie nie przyciągnęła, nie uwiodła swoją historią, nie spowodowała, że chciałabym dalej słuchać o jej losach.
Podsumowując: Ostatnia saga ani nie rzuciła mnie na kolana ani nie zachęciła do czytania kolejnych tomów. Nie jest gniotem, ale też nie mogę jej zaliczyć do udanych lektur. To jakaś dziwna… pustka w przestrzeni.