I znów “na tapetę” wraca temat Elżbiety I. Po lekturze kolejnych książek Philippy Gregory byłam pewna, że wiem już dość o tamtych czasach i będzie mnie trudno zaskoczyć. A tu… niespodzianka. Dostałam po nosie. I bardzo dobrze! Królewska Heretyczka mniej jest bowiem opowieścią o Elżbiecie Pierwszej, królowej- dziewicy szumnie i dumnie ogłaszającej, że jest poślubiona tylko Anglii. To opowieść o dwojgu ludzi którzy robią wszystko aby niemożliwe stało się nieprawdopodobne. O dwojgu ludzi zaplątanych w politykę, walki wywiadów, mniejsze i większe intrygi. Ludzi, których całe otoczenie chciało wykorzystać dla własnych celów.
To opowieść o Elżbiecie i Robercie. Celowo pominęłam ich tytuły, bo przede wszystkim jest to dwoje ludzi zakochanych w sobie, a jednocześnie bez przerwy się raniących, krzywdzących, poniżających. Elżbieta jest tu sportretowana jako osoba rozpaczliwie samotna, osaczona, zdająca sobie sprawę, że jej siła i potęga jest tylko grą pozorów i więcej w tym zręcznego lawirowania pomiędzy ambitnymi doradcami, potężnymi panami i zazdrosnymi kobietami. Jej małżeństwo z poddanym może zaburzyć i tak kruchą równowagę. Co więcej, w świecie zdominowanym przez mężczyzn pojawienie się królewskiego małżonka może się skończyć jak nie przymierzając historia naszej polskiej “pani król” – Jadwigi Andegawenki. I co z tego, że to ona była królem, kiedy rządził Jagiełło… A Elżbieta napatrzyła się dość co dzieje się z kobietami, które są zdradzane i/lub tracą władzę. Stąd, jak sugeruje autorka niemal obsesyjna żądza kontrolowania wszystkiego i równie obsesyjne nasłuchiwanie czy Robert Dudley nie ma aby kochanki.
W warstwie historycznej powieść wykorzystuje niemal wszystkie “podobno”, jakie nawarstwiły się wokół historii Elżbiety. Mamy więc historię miłosną królowej i Dudleya, z motywem łóżkowym, mamy spiskowców – papistów, wykształconych i motywowanych przez jezuitów, mamy “niderlandzki” motyw Williama Cecila, platoniczną miłość Francisa Walsingham’a czy wreszcie wątek szekspirowski, sugerujący, że pierwotnie Otello był dramatem opartym na historii miłości Elżbiety i Dudleya. W fabule znalazł się również James Burbage – budowniczy pierwszego budynku teatralnego w Anglii.
Osobiście odbierałam tę książkę bardziej jako powieść obyczajową w z wątkami historycznymi niż powieść historyczną. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to jedna z lepiej napisanych książek tego typu jaką zdarzyło mi się ostatnio przeczytać. Wartka fabuła, doskonale wykreowane postacie, prawdopodobna akcja.
Polecam