Po przeczytaniu Endera na wygnaniu miałam na dłuższą chwilę dość tego faceta i spraw jego. Wreszcie jednak, po bagatela 4 miesiącach zdecydowałam się na kolejne spotkanie z Enderem. No cóż, powiem krótko, ci, którzy mówili, że Mówca jest o niebo lepszy od dwóch poprzednich książek mieli całkowitą rację. Mówca umarłych nie jest może jak mi ktoś kiedyś powiedział “science- fiction w starym dobrym stylu” , ale na pewno jest kawałkiem solidnej literatury z kosmosem i jego podbojem w tle. Tak naprawdę trudno powiedzieć co w Mówcy jest na pierwszym planie a co w tle. Wszystkie wątki przeplatają się i mieszają tak ściśle, że trudno je od siebie oddzielić i wyodrębnić. Wątek który przez dłuższą część książki snuje się w tle, nagle potrafi niemal wybuchnąć i całkowicie zdominować opowieść. Mamy zatem wątek obcej cywilizacji którą ludzie w swojej bezbrzeżnej arogancji uznali z prymitywną i postanowili oddzielić murem od wspaniałości swoich odkryć. Mamy wątek “rodzinny” – historię rodzin ksenologów i ksenobiologów próbujących okiełznać obcy świat- wcale nie tak przyjazny jak się na pierwszy rzut oka wydaje, a jednocześnie szarpiących się z własnymi ograniczeniami i z zakazami jakie nałożył na nich odległy Gwiezdny Kongres. Są wątki religijny i filozoficzny. Jest wreszcie, a jakże Ender i ostatnia królowa kopca. Ender, wciąż w roli alfy i omegi, choć tym razem w zdecydowanie mniejszej dawce niż w poprzednich dwóch książkach ( co tej opowieści zdecydowanie wychodzi na zdrowie). Dość długo zastanawiałam się nad głównym przesłaniem Mówcy. Czy jest nim biblijne poznacie prawdę, a prawda was uzdrowi? Wszak taka jest rola mówców umarłych – mają mówić w imieniu tych którzy głosu już nie mają, W imieniu zmarłych mają dociec prawdy i ja przedstawić. Ale Ender robi coś więcej ( a może być inaczej? wszak jest… ENDEREM) – dociera do prawdy kryjącej się pod latami kłamstw i fałszu zatruwającego dusze rodziny Novinhy, dociera do prawdy o cywilizacji “prosiaczków”, dociera do prawdy o działalności ksenologów, od lat łamiących zakazy kongresu. Poznacie prawdę a prawda was uzdrowi. Ale nikt nie powiedział, że to uzdrowienie nie będzie bolało. I boli. Boli wszystkich dookoła. W końcu boli również Endera.
Przeczytałam Mówcę z zainteresowaniem. To naprawdę dobrze napisana książka, w której trudno znaleźć słabe strony. Tak jak to już powiedziałam, mniejsza ilość Endera oraz to, że jest całkiem sporo momentów, gdzie nie jest nawet wspominany sprawia, że książkę czyta się jeszcze lepiej. Spodobała mi się idea cywilizacji prosiaczków – tak odmienna od ludzkiej. Wreszcie ktoś wyszedł poza kalkę społeczności znanych z naszej cywilizacji. Licencje na religie dla danych grup kolonizacyjnych – choć w gruncie rzeczy nie są niczym nowym ( to zwyczajna kalka rozwiązania zastosowanego w XVI w tzw. pokoju Augsburskim – cuius regio eius religio) zastosowane na taką skalę dają do myślenia.
Podsumowując – to dobra książka. I warto nad nią chwilę samemu pofilozofować.
Miałam okazję przesłuchać i byłam zachwycona. Ilością wątków, tym, jak te wątki zostały poprowadzone, Enderem, prosiaczkami…
Świetna książka.
http://mcagnes.blogspot.com/2012/11/mowca-umarych-orson-scott-card-ale-czad.html
Tak, przyznaję prosiaczki to strzał w 10. Gratulacje dla autora za wymyślenie jakże odmiennej obcej rasy. Choć jestem zagorzałą fanką Star Trek to jednak właśnie takich prosiaczków mi w nim brakuje. Zdecydowana większość ras jest “ludziopodobna” i ma ludzką mentalność oraz sposób myślenia. Prosiaczki są od niego wolne. Mają swój własny sposób myślenia ściśle związany z ich biologicznym rozwojem,
swoje wierzenia i przekonania. I na ich przykładzie doskonale widać megalomanię i zarozumialstwo ludzi, którzy praktycznie z góry zakładają że prosiaczki są .. prymitywne…