Kardynał Richelieu stara się doprowadzić do sojuszu z Hiszpanią. Kiedy podczas rozmów zostaje poproszony o przysługę przywraca do służby elitarny oddział swojej Gwardii – Szpady Kardynała. Niewielka drużyna, ma przeprowadzić śledztwo w sprawie zaginionego hiszpańskiego szlachcica i udowodnić tym samym zaangażowanie Francji w sojusz.
Ło Jezusicku, Richelieu dba o dobro kraju i jest głosem rozsądku a jego Gwardia to szlachetni rycerze ratujący damy z opresji? Toż to koniec świata… Serio. Tym razem kardynał jest „tym dobrym” i trzeba przyznać, że jest to jeden z lepszych pomysłów autora. Niestety reszta pomysłów okazała się być ekologicznie słuszna, wielokrotnie wykorzystywana albo co najmniej nielogiczna. Przewidywalna i prosta jak konstrukcja cepa intryga, Szpady które są tak naprawdę Dumasowymi Muszkieterami razem w wyglądem i charakterami, tylko noszą inne imiona (wliczając w to, pomagającą im, hrabinę Agnes, która jest nowym wcieleniem milady de Winter).
Do tego mamy… smoki. Smoki rządzące Hiszpanią, pół smoki, smoki wyhodowanie sztucznie, dusze smoków, smoczą tajną lożę i smokoty. Serio? Istnieją smoki władające prastarą magią i ograniczyły się tylko do Hiszpanii? Widać bardzo lubią truskawki i tanie wina, bo zignorowały całą resztę świata i wieki alternatywnej historii mimo wszystko zaowocowały układem politycznym z czasów Szarej Eminencji, a o władzę dla jaszczurów muszą walczyć ludzie. Do tego smokoty – skąd one są właściwie? Kiedyś była mocno zakrapiana impreza i rasa władców zmutowała w łuskowate latające koty? Chociaż pomijając to jedno niedopowiedzenie smokoty są chyba najbardziej przemyślanym i dopracowanym pomysłem autora, który jest całkiem nieźle wykorzystany w książce.
Przewidywalne, nudne, wtórne. Pomysły albo kradzione od Dumasa, albo urwane z choinki. I jeszcze drugi tom jest. A wydawnictwo liczy sobie za tę pseudoksiazkę jedyne 40 zeta – rozbój w biały dzień.
Gniot wyjątkowy.