Priest Cherie – Kościotrzep

Steampunk. Zdobywca Locusa, nominowany do Hugo i Nebuli. Co prawda nominacje do Nebuli bywają różne, ale jest szansa, że nie będzie to powtórka z Mechanicznych pająków.
Gorączka złota. Seattle. Dr Blue tworzy maszynę mającą wydobywać kruszec na Alasce. Jednak machina zamiast tego wydobywa złoto z banków i Zgubę – zabójczy gaz zmieniający ludzi w zombie. Zdesperowani mieszkańcy budują mur dookoła centrum, żeby odciąć zgnilasów i gaz.
Szesnaście lat później syn doktora rusza za mur, żeby oczyścić imię ojca i dziadka. Za nim, na ratunek, wyrusza jego matka. Briar jest przyjemnym zaskoczeniem, bo zamiast nastolatki ratującej świat dostajemy kobietę koło trzydziestki, wykonującą nudną pracę, odciętą od społeczeństwa jako wdowę po człowieku, który zniszczył miasto i nie mającą ochoty ratować świata, ale chcącą uratować syna. Ezekiel jest już co prawda typowym nastolatkiem – trochę idealistą, trochę buntownikiem, ale błędy które popełnia wynikają z braku doświadczenia, a nie wyjątkowej głupoty jak to czasem u bohaterów bywa.
Niestety poza tym pierwszoplanowe duo jest strasznie nijakie, nieciekawe i niewiele da się o nich powiedzieć. Gorzej – są na tyle nijacy i pozbawieni charyzmy, że trudno im kibicować. O wiele lepiej wypada barwna barmanka Lucy i jej zakuty w zbroję towarzysz, którzy trochę popychają fabułę do przodu.
Fabuła niestety nie porywa – motyw matki ratującej syna przed zombie to co prawda nowość, ale nic co staje na drodze bohaterów nie budzi zbytnich emocji. Niezależnie od tego czy są to krwiożercze zombiaki, sypiące się tunele czy zabójczy gaz. Zresztą niby czemu by miała? Bohaterowie są na tyle nieciekawi, że jakby coś im się stało w połowie książki i ktoś inny zajął ich miejsce mogłoby to wyjść fabule na dobre i czytelnik mógłby się ucieszyć…Mnie się udało przebrnąć przez  Kościotrzepa dopiero za trzecim podejściem.
I wyjątkowo nie podejrzewam nawet, że ciężar języka to wina tłumacza, bo poza tym, że szkła powinny być polaryzujące a nie polaryzowane nie ma się do czego przyczepić, jeśli chodzi o język.
(Szkła powinny być polaryzujące, światło przez nie przechodzące spolaryzowane, ja wiem że po angielsku wszystko jest polarized, ale po polsku to jednak tak nie działa.)
Plusem i to dużym jest świat. Barwny i dopracowany z widokami, które sprawdziłyby się świetnie w medium bardziej wizualnym (otoczone murem zrujnowane budynki w oparach brunatno-żółtego gazu z którego wyłaniają się zombie…). Jest to też chyba pierwszy steampunk, gdzie wszystkie gadżety nie są tylko ładną ozdóbką krajobrazu i dodatkami do stroju, ale mają jak najbardziej praktyczne znaczenie. Maski, gogle, rękawice i rewolwery są w tym świecie niezbędne do przeżycia. Sterowce również nie są tylko umilaczami krajobrazu. Świat ma klimat i spory potencjał, szkoda tylko, że ani fabuła ani bohaterowie do niego nie dorastają.
Nie jest to najgorsza książka – jak na steampunk, na który można trafić na naszym podwórku plasuje się gdzieś w środku stawki. Ot, trzeba się cieszyć widokami i zapomnieć o całej reszcie.
Przeciętniak, ale z ciekawym światem.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *