(4 / 5) Chyba wszyscy słyszeliśmy o plądrowaniu grobów. Ktoś, gdzieś kiedyś wspomniał, był jakiś artykuł, jednym uchem wpadło, drugim wypadło. No tak, tak, coś się słyszało na ten temat, ale to przecież niemożliwe, to jednostki, jacyś degeneraci, to na pewno nie zwykli ludzie…. Książka Pawła Piotra Reszki zdziera z oczu te łuski dobrego samopoczucia. Książka składa się z 6 części. Pierwsza to suchy, niemal bez komentarza zapis wypowiedzi tych którzy miejsce kaźni w Sobiborze plądrowali. I powtarzające się jak mantra stwierdzenie – wszyscy chodzili to i ja poszedłem. I to co najmocniej łupie w głowę – ci którzy dziś o tym mówią, którzy jeszcze żyją byli w tamtych czasach dziećmi, najwyżej nastolatkami. Wszyscy wyrywali złote zęby, grzebali w spalonych kościach, widzieli szatkowanie łopatami przegniłych i świeżych zwłok, szukali w stertach rzeczy wyrzuconych przez niemieckich oprawców na śmietnik. Tylko jeden z wypowiadających się nie parał się tym procederem. Kolejne, już bardziej literacka, reportażowa opowieść o próbach zabezpieczenia tego miejsca gdzie zginęło 450 tysięcy żydów, to relacje członków rodzin i potomków tych którzy szukali złota w spalonych kościach. dorabiali się na ludzkiej tragedii. To próby zaprzeczenia, zrozumienia, wybielenia ( przecież bida wtedy była), czasem, bardzo rzadko zdziwienie, że przecież to taki dobry mąż, ojciec, wujek, sąsiad, życzliwy, przyjazny. To policyjne materiały z obław na kopaczy, zeznania policjantów, leśników, rzadko zwykłych ludzi których brzydził widok grzebiących w stosach kości i próbowali coś z tym z robić. To materiały z procesów. Wreszcie – to rozmowy z archeologami polskim, żydowskim, francuskim.
Całość składa się na obraz ludzkiej mizerii, głupoty, chciwości. Paradoksalnie rzadko wybrzmiewa motyw żydowski. Dla ubogich, prymitywnych ludzi miejsce po obozie było jak ich własna prywatna kopalnia złota, makabryczne Klondike. I tylko pozostają pytania bez odpowiedzi. Jak to możliwe, że była tak powszechna akceptacja? Że z większym oburzeniem spotykali się ci którzy rabowali rabusiów albo nie chcieli się “uczciwie” dzielić makabrycznym łupem?
I te pytania pozostaną po lekturze z czytelnikiem na zawsze.