Starosta Małgorzata – Szczęśliwy los. W siedlisku. Tom 1

2 out of 5 stars (2 / 5)
Basię, Alę, Julkę i Lilkę poznajemy podczas balu maturalnego. Jak to bywa tuż przed maturą, każda ma swoje marzenia. Ale mają też wspólne – otworzyć pensjonat nad jeziorem. Po latach okazuje się, że każdej z nich coś w życiu nie wyszło, za to wspólnie udało im się strzelić szóstkę w totka. I postanawiają zrealizować marzenie z młodości. Jednak na drodze do marzeń i szczęścia staje, a w sumie leży, trup.
Dostajemy trochę Seks w wielkim mieście na Podlasiu, trochę Agathy Christie, trochę Chmielewskiej i trochę Kisiel. Tylko, że z wsi na Podlasiu dość ciężko zrobić wielkie miasto, a ze Szczęśliwego losu dobrą komedię kryminalną.
Przyznaję, że od początku do samego końca bohaterki zlewały mi się w jedno. Niby w założeniu miały mieć różne kolory włosów i skrajnie różne charaktery. Jednak przez cały czas miałam nieodparte wrażenie, że są jedną kobietą podzieloną na różne umiejętności, żeby główna bohaterka nie była zbyt idealna. Nie wierzyłam w macierzyństwo Baśki (nie pamięta o dziecku przez większość czasu, a w kontekście fabuły powinna), jeszcze mniej uwierzyłam w rewelacje Lilki (niby są najlepszymi przyjaciółkami, ale wygląda, że jednak kiepskimi), nie wierzyłam w nieszczęście Ali, jakby dopisane w ostatniej chwili, żeby każda z bohaterek była choć trochę nieszczęśliwa. Julka jest pod tym względem najmniej problematyczna, bo w sumie nie ma problemów, ambicji ani charakteru. I nie, nimfomania nie jest cechą charakteru.
Postacie poboczne to chodzący zestaw odbitych od sztancy stereotypów. Listonosz – plotkarz, sklepowa – punkt przekazu plotek, notariusz – wcielenie spokoju, prokurator – Herkules Poirot, itd., itp. Bardzo szybko zrobiło się to męczące, nie tylko dlatego, że wszystkie postacie drugoplanowe to wydmuszki, ale od pewnego momentu każda kolejna była coraz bardziej przewidywalna.
Fabuła na początku wciąga, jednak im dalej, tym więcej męczących schematów dookoła i od pewnego momentu czekałam już tylko na zakończenie. Które też jest średnio ciekawe, bo pod pewnymi względami wracamy do stanu początkowego i brakuje tu trochę wyrazistości.
Całe szczęście przez tekst płynie się lekko, łatwo i przyjemnie. I od czasu do czasu zdarzają się przebłyski klimatu, humoru i prawie pojawia się jakiś charakter postaci. Problemem są powtórzenia w opisach i nagła skleroza bohaterów, bo kiedy jest to fabularnie potrzebne, potrafią w pół ruchu o czymś zapomnieć.
Szczęśliwy los kojarzył mi się z odcinkiem mocno schematycznego serialu policyjnego. Takiego z niewielkim budżetem – tańsi aktorzy, minimum lokacji i nikt nie strzela nie dlatego, że jesteśmy w Polsce, ale dlatego, że pirotechnika za dużo kosztuje.
Nie było to jakoś bardzo złe, jako książka do pociągu sprawdziło się nieźle, ale zdecydowanie za dużo tu schematów, za mało charakterów. Za dużo niedociągnięć, żeby móc nazwać Szczęśliwy los dobrym kryminałem, o oryginalności nie wspominając, ale są tu przebłyski potencjału i niezły styl.
Może kiedyś sięgnę po kolejny tom, żeby się przekonać czy autorka pójdzie w stronę nudnego serialu kryminalnego, czy może rozwinie skrzydła. Ale tylko jeśli zabraknie mi innych książek do pociągu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *