Najpierw Autor – Wiktor Suworow to pseudonim, naprawdę to Władimir Bogdanowicz Riezun, wyszkolony na radzieckiego szpiega i parę lat pracujący w tym charakterze, dopóki z placówki w Szwajcarii nie uciekł do Wielkiej Brytanii. Związek Radziecki oczywiście skazał go zaocznie na karę śmierci, a że Rosja tego typu wyroków nie odwołała, no to musi uważać na siebie, bo jak nie zatruty parasol, to „nowiczok” na klamce samochodu albo polon w herbatce….
A pisarzem można być nie afiszując się zbytnio, a nawet poniekąd się ukrywając. No to pisze dużo i – jak recenzują – nieźle, wykorzystując wiedzę wyniesioną z bujnej młodości (bo przecież wybrał Zachód w wieku raptem 31 lat).
Sam bym pewnie po Szpiega… nie sięgnął, ale że go K. Wal przyniosła z biblioteki, to zacząłem czytać. I – nie powiem – nawet mnie wciągnęło trochę. Nie żebym był zaskoczony – to, że ruski wywiad istnieje i działa, to żadne odkrycie. To, że działa dosyć sprawnie i skutecznie – to też dość oczywiste, zresztą gdyby tak nie było, to ani ZSRR, ani Rosja nie osiągnęłyby tylu swoich celów. Natomiast dość interesujące było to, w jaki sposób GRU umie – czy raczej umiało, bo światek opisywany w tej książce to połowa lat siedemdziesiątych – ukształtować swoich ludzi. A najciekawsze – w jaki sposób potrafiło ich WYBRAĆ – żeby z masy niezbyt gramotnych sołdatów wyłowić jednostki rokujące rozwój w kierunku kogoś, kto potrafi wykraść plany amerykańskiej obrony w Europie albo „przewrócić” rząd Wielkiej Brytanii, jak to się zdarzyło w związku z „aferą Profumo”. A dalej – jak już się wybrało takich wybitnie inteligentnych, fizycznie sprawnych i ideologicznie oddanych, ale też nauczonych krytycznego myślenia i kwestionowania schematów ludzi, to jak – kiedy już zaczną pracę na Zachodzie, czy to jako dyplomaci, czy też jako nielegałowie – utrzymać ich w takim posłuszeństwie, żeby grzecznie wracali do Moskwy, kiedy ich tylko ojczyzna wezwie? To jest dopiero majstersztyk – ktoś poznał znacznie większą część prawdy niż przeciętny radziecki obywatel, a mimo to nadal wierzy (albo dobrze udaje, że wierzy) w ten ustrój, a zwłaszcza w jego wydajność….
Oczywiście w tej działalności jest też miejsce na brutalność, panowie i panie od mokrej roboty też są potrzebni – i czasem się to przebija w książce. Lekkoatletki i narciarki z wojskowych klubów sportowych szkolone na dywersantki, strzelczynie to oczywiście snajperki, że już o sportach walki nie wspomnę, mężczyźni oczywiście tym bardziej. A z drugiej strony – uśpiony agent, który przez całe lata czy nawet dziesięciolecia nie robi nic nielegalnego w kraju, w którym mieszka, aż któregoś dnia dostanie sygnał i w domku nad brzegiem morza przyjmie grupę dywersyjną albo obali rząd w jakiejś stolicy – lub utworzy nowy…. Skomplikowane działania rozłożone na bardzo niewielkie i proste elementy, których wykonanie można powierzyć niemal każdemu – i tylko koordynujący akcję z daleka wie co, jak, kiedy i po co. A kiedy już jest dojście, szansa, okazja – trzeba ją wykorzystać do dna.
Jeżeli więc chcielibyście zobaczyć, jak wygląda (wyglądał) świat i jak można o nim myśleć z punktu widzenia byłego agenta – przeczytajcie