Kiedy polecono mi – czy raczej wetknięto w rękę – Demona, nie wiedziałem czy najpierw popukać się w czoło, czy westchnąć ciężko, rzewnie a lirycznie – czy też od razu przejść do rękoczynów. Ostatecznie zdecydowałem się na urażone i pełne niesmaku spojrzenie godne najbardziej rozwydrzonego sierściucha i zabrałem się za lekturę.
Mój niesmak związany był z faktem, iż oto podobno trzymałem w ręce “thriller informatyczny”, w dodatku osadzony w czasach aktualnych i rzeczywistości (mniej więcej) zastanej. Wbrew pozorom nie jestem absolutnie fanem tego gatunku i już wolę science-fiction – tam przynajmniej bohaterowie mogą z pełną powagą rozmawiać o odwracaniu macierzy plazmowo-thaumaturgicznej i nie bolą od tego zęby. Za bardzo.