Miał to być zbiór reportaży o współczesnej Białorusi. I niby nawet tak jest. Ale tak naprawdę to książka o ludziach, którym przyszło żyć w miejscu, które ma kilka konkurencyjnych wersji przeszłości, dosyć kuriozalną teraźniejszość i nader niepewną przeszłość. A zza rozmów Autora przeziera pytanie – czy oni czują się społeczeństwem, czy czują się narodem i – w końcu – czy uda im się nim pozostać. Nie, w książce właściwie nie ma bieżącej polityki – baćki Łukaszenki, jego pomysłów i jego ekipy. Co więc jest? Jest bagnista równina, która była już Świtezią, krainą Jaćwingów, Wielkim Księstwem Litewskim, częścią rosyjskiego imperium, areną kolejnych wojen – w końcu od czasów napoleońskich kto szedł z zachodu na wschód albo odwrotnie – to tędy. A kto szedł, to niszczył, palił, wybijał tych albo tamtych… A na koniec przyszedł Związek Radziecki ze swoimi koncepcjami – i, co gorsza, praktyką – społecznej inżynierii. Czytaj dalej »