Córkę Alchemika dostałam w prezencie. Co prawda wedle starej zasady darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale uczciwość recenzencka zwyciężyła i postanowiłam jednak nad prezentem pokręcić nosem. Najkrótsza recenzja dla tej książki mogłaby brzmieć :” ale to już byyyyłooo”. Pani autorka zafundowała nam bowiem coś pomiędzy Tessą d’Urberville Thomasa Hardego, a książkami tworzonymi przez Jane Austin.