Pod bramami Konstantynopola niebawem staną Turcy. Sułtan Mechmet nadciąga ze swoją armią. Który to już raz w historii wielkie miasto, resztka tego co ostało się z dumnego imperium rzymskiego musi zmierzyć się z turecką nawałą? Jednak tym razem jest inaczej. Konstantynopol umiera, rozdzierany od wewnątrz przez polityczne i religijne spory, uwikłany w intrygi, które najlepiej obrazuje rozpaczliwy okrzyk “lepiej turban niż tiara”czarny anioł przedstawiany jest często jako romans historyczny. Ja jednak w trakcie lektury nie odniosłam takiego wrażenia. Bo romans kojarzy nam się z namiętnościami, pasją, czasem tragedią. Tymczasem u Waltariego nie znalazłam niczego z tych emocji czy przeżyć. Jego bohaterowie zachowują się jak postacie z greckiej nomen omen tragedii. Chodzą i deklamują. A przynajmniej tak to przedstawia główny bohater z perspektywy którego poznajemy całą sytuację. Miłość w jego relacji może przyprawić o zwichnięcie szczęki. Na całe szczęście “namiętność” nie jest jedynym motywem powieści. W tle bowiem rozgrywają się rzeczy o wiele ciekawsze, choć znowu przedstawione w tak wyciszony sposób, że można ich nie dostrzec. Mamy tu miasto przygotowujące się do oblężenia, rozdarte pomiędzy gniewem na łacinników narzucających swoje rozwiązania religijne, a niechętnie uświadamianą wyższością militarną zachodu i potrzebą skorzystania z niej. Mamy rozpaczliwe czepianie się “znaków”, “omenów”, “cudów”, które mają zaświadczyć, że nasza wiara jest właśnie tą jedyną, poprawną, właściwą. Tą która podoba się Bogu, jakby dla Stwórcy rzeczywiście najważniejsze było czy komunia udzielana jest kwaszonym, czy nie kwaszonym chlebem i co ma w sobie zawierać credo. Mamy zagadkę, bo bohater cały czas puszcza do nas oko, że jest kimś innym niż możemy się spodziewać i znalazł się tu nieprzypadkowo. Mamy wreszcie to, z czego słynęły wszystkie dwory, a dwór w Konstantynopolu szczególnie – dworskie intrygi, przepychanki i – w przewidywaniu nadciągającej zmiany władzy, zajmowanie najlepszego miejsca w blokach startowych po nowe zaszczyty. Mamy wreszcie oblężenie. Dzieje się zatem, jak sami widzicie dużo w tej książce. A jednak czytając ją , w żaden sposób nie odczułam tego, że oto obserwuję ważne wydarzenie historyczne, które wpłynęło i nadal wpływa na kształt świata. I o to, mam do autora pretensje.
Niektórych książek nie powinno się pisać “na śpiąco”. A Czarny anioł uśpił mnie kompletnie.
Nie polecam