Trzeci tom drugiej serii pobocznej, równoległy czasowo do piętnastego tomu serii głównej i trzeciego tomu pierwszej serii pobocznej… czyli wracamy do lekko zacofanej Gromady Talbot i gubernatorów Biura.
Podobnie jak w Kotle duchów, militarny aspekt serii jest mocno przytłumiony i ogranicza się głównie do planów i walk naziemnych. Za to rozbudowane zostają aspekty polityczne i szpiegowskie (a właściwie spiskowe). Jednak w Kwadrancie niewiele się dzieje, żeby mocniej popchnąć akcję do przodu.
Poznajemy wiele nowych postaci, co jest momentami irytujące, tym bardziej, że Baronowa Medusa i Mike kończą jako postacie mocno epizodyczne. Żeby było jeszcze fajniej, wygląda to raczej jak wprowadzenie kolejnych postaci, które się przydadzą w kolejnych tomach. W tym tempie to chyba sobie zacznę notatki robić, żeby nie zapomnieć kto jest kim. Nowo przybyli głównie spiskują i/lub gadają, co jest istotne dla fabuły spin offa, bo jeśli chodzi o fabułę serii jest istotne zdecydowanie mniej.
Żeby wszystko jakoś połączyć z resztką wątków autor… przykleił cały rozdział. I tak, jest to copy-paste słowo po słowie. Ajć. Jakby nie dało się inaczej. Ten kto by zaczął czytać serię od tego tomu wykazałby też spore skłonności masochistyczne (patrz pierwsze zdanie), więc czytelnikowi naprawdę nie trzeba tłumaczyć po raz kolejny tego samego.
Tym razem nikt nie przechodzi nagłej zmiany płci, za to baronowa Gold Peak myli się z Medusą, a Helen Zilwicka nagle i niespodziewanie zostaje bosmanem (całe szczęście ta nagła przypadłość przechodzi jej w tym samym rozdziale).
Nie jest to najgorszy tom serii, ale od powtórzeń, pomyłek i pobocznych postaci mnożących się jak króliki skacze ciśnienie. Co nie zmienia faktu, że jest to pozycja tylko dla fanów serii, którzy i tak ją przeczytają…