[usr4,5] Witamy Państwa w przerysowanym świecie przyszłości, w którym z jednej strony istnieją przepotężne ( i chciwe niebotycznie) korporacje, zawłaszczające planety, układy i co się tylko da, wedle zasady, że duży i bogaty może wszystko). Z drugiej strony zaś mamy wolne planety, które dziwnym trafem przypominają komuny hipisowskie, albo krainy utopijne. W tym szalonym świecie międzygwiezdnych podróży, odzyskiwania pozostałości po innych rasach, politycznego kontredansu i kosmicznego piractwa wszystko ma swoją bardzo konkretną cenę – wszystko zależy od tego ile pieniędzy wyłożyłeś na zakup pakietu usług. Jeśli za mało, zapomnij na przykład o ewakuacji z planety, poza wskazanym terminem….no, chyba że wynegocjujesz coś nowego, ale niezbyt fajnie się negocjuje kiedy wielgaśny jak budynek robal kłapie ci nad karkiem szczękoczułkami…Małżeństwa są… wybitnie patchorkowe, wielożonowe i wielomężowe, a ilość możliwych kombinacji przyprawia o niezły ból głowy. W takim zwariowanym świecie przemyka się zbuntowana Jednostka Ochroniarska, sama siebie nazywająca z ironią „Mordbotem”. Zbudowana z elementów organicznych i nieorganicznych, stworzona po to by mordować bez zbędnych ceregieli, to znaczy…. chronić klientów ( w ramach wykupionego pakietu rzecz jasna!). Ograniczona przez zainstalowany moduł kontrolny, przez który otrzymuje aktualizacje oprogramowania i który za wszelką niesubordynację po prostu wysmaża ludzki kawałek mózgu, ten na wpół organiczny niewolnik do zadań specjalnych samym swoim wyglądem przeraża ludzi, świadomych tego, że oto stoi przed nimi maszyna do zabijania, bez emocji i uczuć, która dąży do celu bez oglądania się na koszty własne.Ale czy rzeczywiście mordboty nie mają emocji i uczuć? Ten na pewno ma. I stara się zapomnieć o traumatycznych akcjach oglądając space opery. Co gorsza, choć bardo stara się nie nawiązywać relacji z klientami, niektórych z nich zaczyna traktować jak swoich klientów, ba, swoich ludzi co w jego świecie jest bardzo bliskie pojęcia przyjaciel. A choć wszyscy przedstawiają jednostki ochroniarskie jako maszyny do mordowania, ten mordbot nie zabija ludzi. Nie i już.
Cykl rozpoczynają dwa opowiadania Wszystkie wskaźniki czerwone, oraz sztuczny stan. Na początku mogą wywołać lekką dezorientację, bo Mordbot mówi o sobie w przedziwnej formie ono: weszłom, siadłom, spojrzałom. I zanim się przyzwyczaiłam do tej maniery, całkiem mocno mnie ona denerwowała. Potem jednak bez trudu dała się wciągnąć w zwariowany świat Mordbota, ba, polubiłam tego dziwnego stwora, bardziej ludzkiego, lojalnego i wiernego niż niejeden człowiek. Autorce udało się stworzyć postać jednocześnie bardzo androidowatą i ludzką. Obdarzoną autoironią, emocjami, nawet namiastką uczuć, a jednocześnie cały czas obliczającą, kalkulującą jak uratować swoich klientów. Rozdartą pomiędzy chęcią ucieczki od ludzi w świat seriali, a poczuciem odpowiedzialności za swoich człowieków. Ten zabieg nie udał się autorce przy drugim cybernetycznym bohaterze. DTB czyli Dupkowaty Transportowiec Badawczy nie ma w sobie tej charyzmy, ani tej wrażliwości. Jest mocarny, przyciężki, zarozumiały i naprawdę morderczy. Nie budzi sympatii, a jego interakcje z Mordbotem tylko tę jego groźną przyciężkość podkreślają. Jeśli chodzi o ludzkich bohaterów – nie porwali mnie zupełnie. Dość powiedzieć, że wypadają blado, nijako, czasami wręcz głupkowato. I znowu – kontrast z Mordbotem, aż kłuje w oczy.
Do fabuły przyczepić się nie można -historia Mordbota to klasyczna opowieść awanturnicza, czasami wręcz zatrącająca o klimaty westernowe, a czasem o maifijne, rozgrywająca się w kosmosie. A gdzieś pod nią przemycane są pytania o człowieczeństwo, jego granice. O to, czy tylko istota w pełni z krwi i kości może je mieć. I to nie jedyne trudne pytania na które przyjdzie nam odpowiedzieć. Wszak opowieść o Mordbocie, to również pytania o tolerancję, akceptację, o myślenie (lub nie) szablonami i schematami, które tak chętnie wciskają nam do głowy różni spece – ci prawdziwi i ci którzy się sami takimi ogłosili. Akcja zazwyczaj jest szybka, ale są też momenty kiedy hamujemy i musimy pozwolić Mordbotowi chwilę pogadać. Nie przeszkadza to w lekturze, bo nasz bohater – jak na cyborga przystało, ma bardzo podzielną uwagę i potrafi jednocześnie wykonywać swoje ochroniarskie zadania, komentować je ( albo marudzić) i oglądać ulubiony odcinek jakiejś space opery. Do logiki przyczepić się też nie można, choć momentami trzeba się mocno skupić, zwłaszcza w trzecim tomie, żeby nadążyć za wszystkimi implikacjami.
Polubiłam Mordbota. Przestały mi przeszkadzać jego „dziwactwa. Chętnie poczytam o dalszych przygodach tego androida i jego powiększającej się ekipy zbuntowanych jednostek.