No i doczekałam się wreszcie trzeciego tomu Namiestniczki. Szkoda, że tak przyszło na niego czekać, bo czytając go, wielokrotnie musiałam przerywać lekturę i tuptać do półki po poprzednie tomy, żeby sobie to i owo przypomnieć.
Tak to niestety bywa czasem z tytułami opisanymi w wielu tomach, że trzeba czekać z lekturą na koniec sagi inaczej wątki się plączą, mieszają postaci i zirytowany czytelnik traci masę czasu na odtwarzanie historii – zamiast rozkoszować się czytaniem. Wracając jednak do tematu – trzeci tom mnie nie zawiódł. Jest bodaj najlepszy ze wszystkich – może dlatego, że część wątków została zakończona w poprzednich tomach i nie ma już rozpaczliwego wyścigu między autorem a czytelnikiem – czy ten pierwszy będzie szybciej mieszać, czy ten drugi szybciej rozplątywać zagadki i wątki. Pomimo mniejszej ilości bohaterów i wątków tempo akcji nie zwalnia. Szalony elfi król niszczy w jakimś chorym pośpiechu imperium oraz ludzi którzy próbują mu się przeciwstawić, a ci którzy wiedzą i widzą więcej powoli zaczynają rozumieć, że oto na ich oczach wypełnia się przepowiednia o powrocie mrocznej potęgi.
Król jest bowiem Bestią która ma sprowadzić na świat Przeklętego.
Ale życie lubi równowagę.
Jednocześnie z przeklętym do życia zostaje powołany Wybrany – ten którego zadaniem jest powstrzymać przeklętego. Jednym słowem nihil novi sub sole -motyw równowagi świata to bodaj jeden z częściej wykorzystywanych motywów w literaturze w ogóle.
Przeklętego powoła do życia król elf.
Wybranego powoła … no właśnie kim jest wikliniarka? Tego tak naprawdę nie dowiemy się do samego końca. Oficjalnie też jest elfką. I zabawia się manipulacjami genetycznymi tu nazwanymi eufemistycznie – magią.
Podobnie jak w tomie drugim pod koniec tomu trzeciego również czeka nas wmieszanie do fantasy fantastyki. Walka dobra ze złem odbędzie się w…. Możemy się domyślać, że to statek kosmiczny, lub też podziemny kompleks stwórców tego świata, którzy pozostawili takie miejsca dla wybranych istot ( elfów?) , dając im dostęp do niebywałej wiedzy. Kompleksami zarządzała sztuczna inteligencja która z jakiegoś powodu nabyła cech… ludzkich. I tu dochodzimy do – ośmielę się powiedzieć – najsłabszej części całej trylogii. Walka dobra ze złem okazuje się tak naprawdę walką programów i podprogramów a zakończyć ją może… zresetowanie całego systemu. Pomysł słaby, nie pasujący do całości, niszczący nagle całą wymowę walki dobra ze złem. Szkoda, bo poza tym kleksem – całość uważam za bardzo dobrze wymyśloną i zrealizowaną. Tego kto podpowiedział autorce tak dziwaczne zakończenie ganiałabym smagając witkami po piętach……
Dobre z plusem