W taniej księgarni wpadła mi w ręce książka współautora jednej z pozycji słynnego cyklu o Patrolach ( Siergiej Łukjanienko: Nocny Patrol, Dzienny Patrol, Patrol Zmroku, Ostatni Patrol), – Władimira Wasiliewa. Nieco się zdziwiłam , bo ze wstępu do książki wynikało niezbicie, że Władimir brał udział w tworzeniu wszystkich czterech tomów, gdy tymczasem wymieniany jest jako współautor tylko jednego (Dzienny Patrol), no ale kto by się tam takimi drobiazgami, jak przepychanki pomiędzy autorami przejmował. Ważniejsza jest sama zawartość książki. Albo mówiąc kolokwialnie się obroni albo nie. “Oblicze…” obroniło się bez problemów. A po przeczytaniu go przestałam mieć jakiekolwiek wątpliwości co do udziału autora w pisaniu “Patroli”. Czarna Palmira jest niemal w prostej linii kontynuacją Dziennego Patrolu, pewnego rodzaju wątkiem pobocznym do znanej nam z innych “Patroli” historii. Wracają do nas ci sami bohaterowie i te same motywy. Niby to samo, ale jednak… nie tak samo.
Dłuższą chwilę zastanawiałam się o co tu chodzi. Przecież i ręka ta sama i bohaterowie ci sami i pomysł całkiem do rzeczy, a jednak smakuje jakoś całkiem inaczej. Czego zabrakło? Ano, zabrakło szeroookiej rosyjskiej duszy. Owego smętnego spojrzenia na świat, gorzkich filozoficznych godzinek nad stakańczykiem wódki. Owszem bohaterowie zalewają pałę na okrągło i trzeźwieją jedynie wtedy kiedy” trza się brać do roboty” (czytaj za łby z przeciwnikami), ale filozofii w tym nijakiej nie ma, za to jest zwykłe ochlejstwo na zmianę z moczymordstwem. Teoretycznie tak być i powinno, wszak to ciemni – znaczy ci od wrednej strony mocy więc jaka tam i filozofia, ot nie dać się wydutkać kumplowi, setnie się zabawić z wiedźmeczkami, zakurit, popić i tyle.
A jednak tych dumek i dumań brakuje. Bez nich postacie są płaskie, nijakie i zupełnie nieprzekonywujące. I przez to cała historia robi się nijaka i dwuwymiarowa. A szkoda, bo potencjał w niej był, że ho, ho.
Po skończonej lekturze odniosłam wrażenie, że w trakcie pisania Patroli panowie się zwyczajnie o kierunek w którym miała się potoczyć historia – pożarli i ten który stworzył dziennych patrolowców zabrał pomysły i poszedł do własnej piaskownicy. Poszedł niestety ze szkodą dla siebie i książki którą stworzył.
Książczynę czysta się w jeden wieczór. Ale uwaga…. są w niej pytania, na które autor nie udzielił dobrych odpowiedzi i nad którymi czytelnik musi się pomęczyć sam. A to zajmuje zdecydowanie więcej niż jeden wieczór….
Dla amatorów cyklu.