Od wydarzeń opisanych w poprzednim tomie minęło kilka lat. Virion podróżuje po ościennych królestwach, z daleka omijając rodzinne Luan. Ilość blizn szermierza rośnie, a z nimi rośnie jego sława i ta bez problemu dociera nawet to Syrynix. Taida również nie próżnuje i w towarzystwie swoich dawnych szefów zaczyna dowodzić Zamkiem.
Przyznaję, że w porównaniu z poprzednią pod-serią Zamek pod wieloma względami sprawdza się lepiej. Po pierwsze – w kłopotach nie znajduje się ani Virion, ani Taida, tylko Zamek. Co dodaje całości wagi i powagi. Po drugie – w końcu pojawiają się postacie znane, mniej lub bardziej, z Achai. W końcu pojawia się Hekke, o którym wiemy z Achai, że Viriona znał. Możemy też obserwować, wspomnianą tylko przelotnie, znajomość Hekkego i Nolana. Chociaż nie przypominam sobie, żeby Hekke był aż takim durniem.
Virion zbiera wokół siebie grupę zawodowych zabijaków różniących się charakterem, temperamentem i chęcią do wyciągania miecza. Poza dwoma już wspomnianymi panami do grupy dołączają też Lirion (jako wspomnienie młodości Viriona), Rohan (jako głos rozsądku) i Tanja (jako jedyna w całej serii kobieta umiejąca walczyć). I tę radosną zbieraninę, która trochę chleje, trochę walczy, trochę zwiedza Cesarstwo całkiem nieźle się obserwuje. Problem w tym, że ta drużyna również strasznie dużo gada. O dupach, o wódce, o szermierce, o czymkolwiek, co nie jest fabułą. I te dialogi rozdmuchują objętość co najmniej dwukrotnie.
Taida również zyskuje towarzystwo. A w sumie nie towarzystwo, a nowego przydupasa, bo Dazyego (zbyt doświadczonego chyba) zastępuje żółtodziób Cody. Który jako służbista zestawiony z bandą Viriona jest nie tylko łącznikiem między stronami, ale też pretekstem do mniej lub bardziej komicznych wstawek.
Z Zamkiem zapoznawałam się dwa razy – za pierwszym powieść przeczytałam. A potem, kiedy miałam czytać kolejny tom, czyli Pustynię, okazało się, że nic z tego nie pamiętam. I postanowiłam przypomnieć sobie fabułę tym razem w wersji audio.
I przyznaję, że w wersji audio, mimo świetnego lektora, Zamek jest trudny do zniesienia. Czytając jakoś prześlizgiwałam się wzrokiem po dialogach o niczym, pseudo-mądrościach życiowych, scenach chlania i opisach walk, które z prawdopodobieństwem mają niewiele wspólnego (chociaż tu, o dziwo, pomaga postać nożowniczki), czyli po przygodach grupy Viriona. Od strony Taidy za to autor serwuje opisy paniki i bezowocnych rozważań zakończonych nagłym przebłyskiem geniuszu. I od pewnego momentu po prostu przestałam na to wszystko zwracać uwagę i starałam skupić się na fabule. Która może i nie jest jakoś szalenie rozbudowana, ale w której dzieje się i tak więcej niż w dwóch poprzednich tomach razem wziętych. W wersji audio to wszystko dociera do człowieka bardziej, nie tylko tłamsząc fabułę, ale też uświadamiając jak bardzo te wszystkie dialogi, opisy i inne dłużyzny są tylko bezsensownym biciem piany.
Zamek podobał mi się zdecydowanie bardziej niż poprzednie tomy. Dodatek znanych postaci, nowy wątek fabularny, który ciekawie się zapowiada i zdecydowanie bardziej żwawa akcja sprawiają, że początek nowej pod-serii czyta się zdecydowanie lepiej. Jednak nadal ma ona wszystkie wady tomów poprzednich, które można określić krótko: nadmiar gadulstwa i wodolejstwa.

(2 / 5)