Żurek Artur – Strzygoń ( cykl Henryk Zamroz t.1)

1.5 out of 5 stars (1,5 / 5)  Gdzieś na Podlasiu w zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu stoi sobie pensjonat. Oto miejsce gdzie będzie rozgrywać się akcja. Dookoła bagna i stary bór. I oberwanie chmury. A, i jeszcze policja jak z kryminałów 07 zgłoś się. Będzie się działo? Będzie.

Autor sięga do klasyki i czerpie z niej pełnymi garściami, niespecjalnie się z tym kryjąc. Trochę tu Agaty Christie, trochę Hitchcocka,  trochę Kinga. Mamy mocny, mroczny prolog, mamy tak lubiane przez Agatę Christie odosobnienie, mamy mrok ludzkiej duszy podlany mistyką jak u Kinga. W efekcie  dostaje się nam mieszanka kryminału, trillera i horroru z dodatkiem słowiańskiego sosu. I przebitek z rzeczywistości bo i migrantów tu mamy, i niecne czyny  księży.

Czy to zestawienie się sprawdziło? Nie do końca. Jak zwykle – od pomysłu do wykonania droga daleka i najlepszy może się na niej pogubić. Po całkiem udanym prologu, kiedy spodziewałam się ciekawego pojedynku policjant –  zbrodniarz, mamy nagle sceny policyjne z  jak z późnego Gierka. No niemal widziałam porucznika Borewicza. Więc co, parodia policyjnej współczesności?  Wielkie oko puszczone do czytelnika – “wicie rozumicie, nic się nie zmieniło”? Pojedynek bardzo inteligentny złoczyńca bardzo głupia policja? Znowu pudło.

Fabuła znowu wywija hołubca i nagle lądujemy w tytułowym Strzygoniu,  gdzieś na końcu cywilizowanego świata, gdzie wrony zawracają, a psy…. sami wiecie. I coś znowu zaczyna zgrzytać. Bohaterowie jacyś rozlatani, chaotyczni i dziwni. Jakby im autor od razu przyczepił karteczkę “uwaga na tę osobę”. Trudno w nich uwierzyć,jeszcze trudniej kibicować, bo ich emocje są równie prawdziwe jak sztuczne kwiaty na nagrobku. Autor usiłuje nas przekonać, że mają głębię, ale  chaos to naprawdę nie głębia..W logice też znajdują się dziury. Przykład? Coś nie zostało powiedziane a wszyscy to wiedzą. Takich fabularnych wpadek jest zresztą znacznie więcej. Momentami miałam wrażenie, że autor coś tu i tam zmieniał w fabule w trakcie pisania i zwyczajnie zapomniał, że powinien poprawić też coś wcześniej, żeby wątek się spinał. . W efekcie zamiast śledzić akcję ( średnio wciągającą) zaczęłam śledzić mniejsze i większe wpadki i logiczne wykrętasy autora. Co dość szybko zrobiło się nudne. Tempo akcji też lektury nie ułatwia. Nawet w tych momentach kiedy teoretycznie dzieje się bardzo dużo, miałam wrażenie, że akcja stoi w miejscu i zamiast posuwać naprzód tylko się bardziej gmatwa. Wątek słowiańskich wierzeń i mistycyzmu? Oj lepiej go chyba przemilczeć. Niby miało być mrocznie i podkreślić miejscowy koloryt, a wyszły, jak to ktoś napisał: pierogi, bimber i szeptuchy.  Zakończenie? Rozczarowujące.

Podsumowując, gdyście mnie spytali o czym  w końcu ta powieść była nie umiałabym wam odpowiedzieć. O miłości ojca do syna? O uwikłaniu w przedziwne układy? O nieudolności i śmieszności policji – i tej małomiasteczkowej i tej wielkomiejskiej? O kłamstwie które jest jak bagno – wciąga i pochłania każdego? O zemście, o pazerności? Nie wiem. Wiem za to, że zmęczyłam się nią, znużyłam i mimo iż autor sugeruje ciąg dalszy, dla mnie przygoda z tymi bohaterami jest definitywnie zakończona.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *