Pierwszy raz Fabrykę Absoutu przeczytałam dawno temu, w czasach minionych, a niesłusznych, kiedy cenzor czyhał z nożyczkami na produkcję wydawniczą w celu kastrowania treści mogących wywołać ferment w rozumkach maluczkich. Nic zatem dziwnego, że gdy zobaczyłam ją u koleżanki na półce natychmiast zapisałam się do kolejki czytaczy.
Raz, chciałam się przekonać co też padło wtedy ofiarą wrednego cenzora, a dwa, że „fabryka” to książka na wskroś mądra, z gatunku tych, które odkłada się po przeczytaniu z radosnym mętlikiem w głowie, lekko opadniętą szczęką i pamięta długo. Dla ułatwienia pojęcia owego stanu – do tej samej kategorii książek zaliczam chociażby Bułhakowa czy naszego Lema i jego bajki robotów. Czytaj dalej »
W książce „Opowieści o Pilocie Pirxie” jest jedno opowiadanie, które zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. To historia o jaźniach konających astronautów „zapisanych” i „żyjących” w automacie naprawczym. Przeczytałam je jako nastoletni szczeniak i pamiętam do dziś. Ten dławiący klimat, tę bezradność w dochodzeniu co się naprawdę dzieje. I tę podchodzącą do gardła gorycz, gdy czytałam jak Pirx wydaje zlecenia złomowania „nawiedzonego” robota. Tamten klimat wrócił do mnie w trakcie lektury Unicestwienia. 



