„Grobowa cisza” to druga z przetłumaczonych na język polski powieści islandzkiego autora Arnaldura Indridasona. Mamy tu kolejną islandzką zbrodnię – pospolitą, niechlujną i z trudnym do określenia motywem – tak uważa prowadzący śledztwo komisarz Erlendur. Tym razem jest to zbrodnia z przeszłości – punktem wyjścia jest odnalezienie w czasie budowy ludzkiego szkieletu, który przeleżał w ziemi 70 lat. Policja – a konkretnie komisarz Erlendur z dwójką współpracowników podejmuje śledztwo. Taka skandynawska specyfika – w większości Europy uznano by, że to kolejna tragiczna pamiątka II wojny światowej, a jeśli nawet nie, to sprawa i tak jest dawno przedawniona.Życie na Islandii nie jest łatwe nawet dzisiaj – przez pół roku zimno, bardzo ciemno i wietrznie, druga połowa roku to z kolei białe noce i trudności z zaśnięciem. I w każdej chwili może przyjść załamanie pogody – wystarczy parę chwil, by słoneczna pogoda zmieniła się w śnieżną zadymkę, w której widoczność nie przekracza pół metra. Tak ekstremalne warunki życia rodzą ekstremalne emocje, ludzie stają się twardzi – ale granica między twardym charakterem a przemocą domową okazuje się bardzo płynna. Kto tak naprawdę ma charakter – tyran który ukrywa w ten sposób swoją słabość, czy jego ofiara, która trwa mimo wszystko.
Arnaldur Indridason także i w tej książce powraca do swoich ulubionych motywów – przemoc w rodzinie, dawniej fizyczna, dzisiaj coraz częściej psychiczna, rozpad związków, emocjonalny chaos u dorosłych i ich dzieci, narkomania, alkoholizm…. Tak dzieje się w rodzinach przestępców, ale w rodzinach policjantów też nie jest o wiele lepiej, może tylko potrafią sprawniej funkcjonować. Autor pokazuje nam trochę inny obraz wyspy, której mieszkańcy – według badań – uważają się za jeden ze szczęśliwszych narodów w Europie. Patrzę za okno i myślę sobie, że ten szaro-buro-ponury krajobraz grudnia bez śniegu nie jest taki zły – na Islandii mają gorzej.