Piąty, przedostatni tom powieści przygodowo – łotrzykowsko – fantasy, jest w moim odczuciu jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym tomem całego cyklu. Przede mną co prawda jeszcze tom nr 6, ale po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron nie mam wrażenia, aby moja opinia wyrażona w zdaniu powyższym uległa zmianie. Zastanawiam się jedynie, czy na moją opinię o “Zdradzieckim planie” nie wpłynął przypadkiem fakt, że jest to … najcieńszy tom cyklu, oraz fakt, że tak naprawdę jest w nim najmniej Royce’a, który, hm… co tu kryć nie jest moim najulubieńszym bohaterem. Wydaje mi się również, że odrobinę zmienił się język i dialogi stały się mniej sztuczne i drewniane. Jest jednak możliwe, że zadziałało po prostu przyzwyczajenie do stylu Sullivana.Wracając jednak do treści: Na zamku, w stolicy nowego Imperium, jak soczewce łączą się wszystkie dotychczasowe wątki i gromadzą bohaterowie. Wydaje się, że zło zatriumfuje, bo nic już nie będzie w stanie pokrzyżować planów czarnych charakterów. Ci dobrzy jeden po drugim wpadają w zastawione sidła i przemyślne pułapki. A jednak pomoc nadchodzi. Czy obejrzymy triumf dobra? Czy zło znowu znajdzie jakąś dziurę, którą wypełznie na świat? Tego wam nie powiem. Chcecie – to sami czytajcie. Powiem wam za to, że akcja toczy się wyjątkowo żwawo, wręcz galopująco. Wszystko rozgrywa się tu i teraz, a choć bohaterowie ujawniają swoje emocje i trochę więcej mówią o sobie i swoich odczuciach, to jednak autorowi udało się uniknąć ckliwości i łzawych rozwiązań. No prawie uniknąć. Trochę „rumantyczności” jednak tu i tam się przeszmuglowało. Ostatecznie każda dama winna mieć swojego szlachetnego rycerza, a każdy szlachetny rycerz winien posiadać damę swojego serca, bla, bla, bla. W tomie numer 5 nieco dokładniej poznajemy Hadriana – wiemy już, kim jest, a teraz autor postanowił nam całkiem łopatologicznie niestety udowodnić jaki jest.
Choć na ocenę całego cyklu jest jeszcze czas – wszak do przeczytania pozostał mi ostatni tom, zaczęłam się zastanawiać nad oceną całości. I myślę, że chyba jednak nieco się cyklem rozczarowałam. Ale o tym napisze już przy okazji recenzji tomu szóstego. Tylko wiecie co? Strasznie, ale to strasznie nie chce mi się go na razie czytać…