O takich ludziach jak autorzy tej książki mówi się niekiedy „Boży szaleńcy”, choć ja osobiście wolę określenie „ludzie wiary”. Dokonują rzeczy od których nam zwykłym zasiedziałym śmiertelnikom włosy stają dęba na głowie, a Bóg w ich życiu jest obecny równie mocno i namacalnie jak przysłowiowy sąsiad zza ściany. Rzecz jasna, ktoś może się skrzywić, „nie lubię indoktrynacji”, ale „Syberia….” Moim zdaniem indoktrynacją nie jest. Jest po prostu zaproszeniem do odwiedzenia świata, którego nie znamy – świata Chakasów, maluteńkiego, mocno zrusyfikowanego narodu zamieszkującego Syberię a także odwiedzenia świata ludzi głęboko wierzących, wiarą apostolską, misyjną która pozwala im góry przenosić i doświadczać cudów. Autorzy książki, Agnieszka i Michał spędzili kilka lat na Syberii prowadząc dzieło tłumaczenia Nowego Testamentu na język Chakasów. W „Syberii…” opisują swoje doświadczenia, obserwacje i przemyślenia. Opowiadają o niełatwym życiu w tamtejszym klimacie, z jednej strony lodowatym w zimie, (która jak dla mnie trwa tam stanowczo za długo) z drugiej niesamowicie upalnym przez okres krótkiego lata, kiedy temperatury potrafią sięgnąć nawet +40 stopni Celsjusza. Poznajemy trudności i niespodzianki ( nie zawsze najmilsze) wynikające z innego kodu kulturowego, a nawet dwóch kodów, bo Chakasi to jeden kod a Rosjanie drugi…, problemy z rosyjską biurokracją i służbą zdrowia, kłopoty dnia codziennego wynikające ze specyfiki życia w tamtym rejonie (np. „chodzące” na wiecznej zmarzlinie domy). Dowiadujemy się jak trudna jest praca tłumacza na język który nie ma swojej literatury, nie ma alfabetu, jest praktycznie językiem wymierającym, a materia tłumaczenia jest tak trudna i ważna jak Pismo św. Jeśli dołożymy do tego jeszcze zupełnie odmienny styl myślenia oraz problemy z gatunku – czy lepiej tłumaczyć dosadnie, dosłownie i narazić się np. osobom wyznającym szamanizm, czy też tłumaczyć delikatniej z uwzględnieniem swoistej „poprawności politycznej” – to jawi się nam przed oczyma praca tytaniczna nieledwie. A gdy dołożymy do tego jeszcze fakt, że Agnieszka i Michał pojechali na Syberię z ledwie kilkumiesięcznym dzieckiem… Mówię wprost – ja bym się nie odważyła.
W swojej książce autorzy uchylają też jeszcze jedne drzwi – drzwi do swojej wiary i swojej duchowości. I mogę powiedzieć tylko jedno. Można się z nimi nie zgadzać, można dyskutować czy coś jest, czy nie jest cudem. Ale należy pochylić głowę przed ich wiarą. Bo w dzisiejszych czasach, kiedy króluje sztuka uniku i nie czarujmy się, hedonizm, ich postawa ma w sobie coś heroicznego.
Podsumowując: książka jest intrygującym dokumentem. Zmusza do myślenia. Może denerwować i wywoływać sprzeciw. Może drażnić niedostatkami warsztatu pisarskiego. Ale warto ją przeczytać.