Wreszcie udało mi się zdobyć ostatni tom sagi Północna Droga. I od razu lekkie zaskoczenie. Nie ma jednego narratora. Jest trójka młodych ludzi, najważniejszych młodocianych bohaterów, którym autorka oddaje głos. Już nie słuchamy historii opowiadanej przez dorosłych z dorosłej perspektywy i z dorosłą oceną sytuacji. Za to widzimy jak te same sytuacje oceniają dzieci, a później młodzież z ich własnej jakże odmiennej perspektywy.
Czwarty i ostatni tom Północnej Drogi jest dobrym trzymającym w napięciu podsumowaniem całej opowieści. Na całe szczęście autorka nie dała się skusić na łzawe zakończenie w stylu i żyli długo i szczęśliwie. Tak naprawdę bowiem Północna droga nie ma w sobie “szczęśliwych hollywoodzkich” zakończeń. Jest jak samo życie – czasem wzniosła, czasem normalna, czasem okrutna. Śledzimy losy Gudrun, Ragnara i Bjorna z ich własnej perspektywy. I widzimy coś co dla każdego rodzica musi być lekko przerażające: że dzieci bez większego problemu przenikają nasze starannie nakładane maski, znają nasze najstaranniej skrywane tajemnice i niweczą nasze najskrytsze plany. To chyba również najbardziej “wikińska” ze wszystkich części sagi. Zaglądamy za wrota Jomsborga, obserwujemy mniejsze i większe potyczki, przyglądamy się jak polityka niweczy najwznioślejsze ideały. To również część w której rozwiązane zostaną ostatecznie wątki kilku ważnych, choć trzymanych nieco na uboczu od głównych bohaterów postaci. Dowiemy się wreszcie co naprawdę stało się ze Szczurą, poznamy okrutną i przewrotną historię Olafa, brata Haldred (choć akurat to rozwiązanie nie wzbudziło mojego entuzjazmu). Zanurzymy się w mistykę stawania beserkerem, poznamy magię Gudrun. A na koniec autorka zadrwi sobie z czytelników okrutnie. Nie powiem wam jak. Przeczytajcie sami.
Podsumowując ten tom i całą sagę – poza słabszym trzecim tomem absolutny przebój.