Prawie rok po przeczytaniu Z mgły zrodzonego udało mi się wreszcie dopaść ciąg dalszy trylogii czyli Studnię Wstąpienia. Równie gruby jak część pierwsza, tom drugi roztacza przed nami mało optymistyczną wizję “krajobrazu po bitwie”. Oto minął rok odkąd Kell zginął z ręki ostatniego imperatora, a ten ostatni przegrał pojedynek z Vin. Minął rok odkąd skaa uzyskali wolność. Minął rok i co?
I, jak to się zazwyczaj dzieje , nagle okazało się, że zabicie Ostatniego Imperatora to nie był taki do końca dobry pomysł. Może i skaa mają lepiej ( tu i tam), ale pod murami stolicy stoją już dwie armie, z daleka nadciąga trzecia, a mgły robią się jakieś dziwne i zaczynają mordować ludzi. Co gorsza okazuje się, że nikt z dawnej grupy Kella nie ma tak naprawdę pomysłu co robić dalej, a Elend jest zbyt prostolinijny i szlachetny by poradzić sobie ze skomplikowaną grą w jaką wciągają go przeciwnicy. Jednym słowem “źle się dzieje w państwie duńskim”. Jeśli do tego dodamy jeszcze kłopoty duchowo- sercowe Vin i intrygę w którą wciąga ją inny równie potężny zrodzony z mgły – to mamy już całkowity pasztet, kanał i klops.
Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że Studnia Wstąpień to “typowy Sanderson”: ciężki klimat sytuacji bez wyjścia, brak dobrych rozwiązań, kompletnie pogubieni bohaterowie, skomplikowane gry i gierki wszystkich ze wszystkimi. Do tego rozterki duchowe bohaterów. A mimo wszystko, książkę czyta się zadziwiająco dobrze. Ba, zaryzykuję powiedzenie, że do pewnego momentu czyta się ją nawet lepiej niż tom pierwszy! Dlaczego? Przynajmniej w moim przypadku miała na to wpływ nieobecność postaci Kella. Cóż nic na to nie poradzę, że tej akurat postaci zwyczajnie nie lubiłam. Po drugie, fabuła moim zdaniem jest znacznie bardziej spójna niż w tomie pierwszym, mniej jest przeskakiwania, niepotrzebnych reminiscencji i wtrętów. Po trzecie, znamy już krainę, miasto i bohaterów więc nie ma przydługich i nieco nużących wyjaśnień. No i czujemy się w tym świecie zwyczajnie zadomowieni, nie musimy się wysilać, aby zrozumieć co jest co, możemy się zatem razem z autorem skupić na warstwie intrygi. Dodatkowo, Vin wydoroślała. już nie jest młodą irytującą dziewczyną, która została wmanewrowana w plany innych ludzi. Teraz ten świat jest jej. Nie powiem wam czy to lepiej czy gorzej, bo zdradziłabym zakończenie. Poznajemy też bliżej dziwne istoty zamieszkujące z ludźmi ten dziwny świat -istoty poteżne a jednak bojące się ludzi i świadomie ograniczające swoje moce po to by nie zostać przez ludzi zniszczonymi. Z jedną z tych istot Vin nawiąże prawdziwą więź. Obserwujemy jej powstawanie i dla mnie to jeden z ciekawszych motywów Studni. Dowiadujemy się też nieco więcej o Opiekunach, choć akurat ten wątek nie wzbudził mojego entuzjazmu, przede wszystkim z powodu przegadania. I to właśnie przegadanie jest największym zarzutem jaki mogę postawić tej książce. Autor po prostu chyba chciał wszystko zbyt dokładnie wyjaśnić i pod koniec zwyczajnie przynudził.
W mojej opinii, książka mogłaby mieć ze sto stron mniej i tylko by jej to wyszło na zdrowie.
Dobra choć nieco przegadana i mniej dynamiczna niż tom pierwszy pozycja.