Jennine Dielemans, szwedzka turystka i dziennikarka przygląda się przemysłowi turystycznemu (głównie all inclusive) w kilku lubianych przez Szwedów lokacjach – Wietnamie, Tajlandii, Gran Canarii i Dominikanie. Do tego mamy krótkie reportażyki o historii turystyki i globalnym ociepleniu.
Spodziewałam się dziennikarstwa rzetelnego, pokazującego zjawisko z wielu perspektyw, trochę śledczego, pokazującego konkretne zjawiska poparte liczbami i tłumaczącego mechanizmy i kulisy przemysłu turystycznego. Niestety nic z tego. Reportaże to raczej reportażyki – mało odkrywcze, miałkie, stronnicze. Powiedziałabym nawet, że anty-globalne i zbyt pro-ekologiczne.
Autorka opisuje sytuacje wyzyskiwanych tubylców, którzy starają się zarobić na turystyce, podaje ich pensje (nie wiadomo dlaczego przeliczane na złotówki, co było dosyć irytujące), ale już nie koszty życia w danym regionie, czy też pensje powiedzmy rolnika czy kelnera, żeby czytelnik miał jakieś sensowne porównanie. Grzmi na zagraniczne koncerny budujące hotele i zabierające sporą część zysku, ale nie wspomina o możliwości inwestycji lokalnych, ani o tym co by się stało z budżetem krajów, jeśliby tych inwestycji nie było. Potępia podróżowanie samolotami („efekt cieplarniany jest trzykrotnie większy”- znaczy jak i względem czego?), ale słowem nie wspomina ile zanieczyszczeń wyprodukowałyby autokary przewożące tę samą ilość turystów na tej samej trasie i co by się z turystyką stało jakby samoloty nagle przestały latać. Owszem, zgadzam się z paroma tezami autorki – o przyrodę trzeba dbać i egzekwować prawa z nią związane, a mieszkańcy nie powinni czuć się gośćmi we własnym kraju – ale ani jedno, ani drugie nie jest związane tylko z turystyką i nie tylko turystyka jest powodem takich problemów. Reportaż pokazujący i analizujący mechanizmy i sposoby działania biur podróży jest tylko jeden, i bardzo fajnie pokazuje jak biura podróży sprzedają… wyobrażenia. Ale jest to tylko dość krótki tekst, gdzie autorka bardzo mocno korzysta z cudzych badań i wniosków.
Dielemans stara się nie potępiać turystów all-inclusive i pokazywać zjawiska na zimno, co nie zmienia faktu, że opisy są bardzo jednostronne i bardzo mało odkrywcze. Dla przykładu: turyści all-inclusive nie zwiedzają, więc nie wydają lokalnie pieniędzy, a cały zysk zgarnia hotel, a ponieważ z hotelu nie wychodzą to obchodzi ich bardziej ilość gwiazdek, a nie kraj w którym są. Odkrywcze? No niezbyt.
Bibliografia jest mało konkretna i raczej nie wzbudza zaufania: „korzystałam z wielu artykułów na ten temat”, „korzystałam z wielu książek, prac, raportów i artykułów”.
Całość przypomina raczej rozprawki starające się udowodnić anty-turystyczne tezy niż reportaże o przemyśle.
Mało odkrywcze, jednostronne, mało reportażowe.
Poprawne językowo i łatwo się czyta, ale w tym wypadku to niestety nadal gniot.