Wreszcie znalazłam czas aby zabrać się za kolejne grube tomiszcze – ciąg dalszy opowieści o Claire – kobiecie która przypadkiem odkryła przejście do przeszłości i znalazła się w XVIII – wiecznej Szkocji. Czytanie poszło mi nawet szybko, choć nie da się ukryć, że lektura drugiego tomu nie sprawiła mi już takiej przyjemności jak tomu pierwszego.Po pierwsze, bohaterowie i motyw są już nieco ograni. Nie ma tego dreszczyku (i tej zabawy) jaką dawało zderzenie myślenia kobiety XX wiecznej z myśleniem ludzi z XVIII wieku. Romans również stracił powab świeżości. Bohaterowie zachowują się jak stare dobre małżeństwo i to zdecydowanie nuży. Ile można czytać o wielkiej namiętności i pożądaniu jakim pałają ku sobie niezmiennie Jamie i Claire? Bohaterowie są tacy sami, więc czytelnik jest w stanie niemal bezbłędnie przewidzieć co zrobią/powiedzą.
Motyw historyczny? Tym razem to bodaj najsłabszy element książki. Autorka musiała odnaleźć siebie i swoich bohaterów w rzeczywistości historycznej – niezwykle krwawej i i tragicznej dla Szkotów. Postawiła na motyw zmiany biegu historii. Jamie i Claire postanawiają podjąć próbę zmiany historii Europy. (Najwyraźniej mało im było tego, że w swoim pojęciu zmienili już historię rodziny Randallów). I jest to bodaj najbardziej żałosna próba zmiany biegu historii z jaką się spotkałam. Polega na… yyyy, no właśnie. Tak na dobrą sprawę nie wiadomo na czym polega. Jamie i Claire plączą się we Francji w okolicach Karola Stuarta i Ludwika IV. Nic z tego plątania nie wynika, poza daniem czytelnikowi do zrozumienia, że w tamtych czasach prócz rui i poróbstwa uprawiano również szlachetną sztukę urzynania się w drobny rzucik i pomidorową kratkę. Rzecz jasna intryga kończy się spektakularnym, choć przewidywalnym fiaskiem i ciąg dalszy toczy się już zgodnie z prawdą historyczną, a czytelnik zaczyna mieć niejasne wrażenie, że właśnie dostaje przekaz: “możecie sobie wyłazić ze skóry i stawać obok oraz na głowie, a co jest zapisane w gwiazdach to i tak się zdarzy”. Dłużyzna goni dłużyznę, od czasu do czasu trafi się ciekawszy fragment, ale jak na książkę liczącą ponad 900 stron jest ich zdecydowanie za mało.
Zdecydowanie najciekawsze z całej opowieści są fragmenty rozgrywające się w XX wieku – będące swoistą klamrą dla całej książki. Autorka co prawda wchodzi w nich troszeczkę w buty Indiany Jonesa, ale jest to doprawdy miła odmiana i życzyłabym sobie, aby w kolejnym tomie więcej działo się “tu” a mniej “tam – kajsi, ajsi za plecami”. I tak, mam zamiar zaryzykować i kupić trzeci tom. Może będę sobie potem pluła w brodę, ale jestem ciekawa jakie wolty planuje wykręcić autorka, żeby się z koziego rogu wydostać.
Nudnawy średniak