Wiekowe klasztory, to bardzo wdzięczne miejsce do osadzenia fabuły książki. Już samym swoim wyglądem sugerują tajemnicę, sprawy wzniosłe, albo mroczne. Choć czasem – tak jak w Imieniu Róży -sprawy najzwyklejsze i bardzo przyziemne, jedynie mistykę i tajemnicę udające. Toteż byłam bardzo ciekawa w którą stronę pójdzie autor Dni Ciemności, tym bardziej, że wydarzenia opisywane w książce miały dziać się w XX wieku.Rzecz dzieje się w w klasztorze cystersów w Himmerod nad rzeką Salm, gdzie przybywa na odpoczynek pewien pisarz. Jakie jest jednak jego zdziwienie, gdy opat prosi go o rozwiązanie zagadki niemalże kryminalnej. Jeden z braci popełnił samobójstwo a drugi popadł w obłęd. Nasz bohater przywdziewa więc habit i wciela się w brata cystersa. Brzmią w tym odległe echa Imienia Róży, uważny czytelnik bez problemu wskaże podobieństwa, ale wierzcie mi – równie wiele jest różnic. Nie będę ich tu roztrząsała, bo musiałabym wam opowiedzieć całą książkę, a za to byście mnie nie ukochali, oj nie. Podobał mi się klimat książki, bynajmniej nie tak mroczny i straszny jak sugerowała okładka. Podobało zderzenie teraźniejszości z przeszłością i życia “cywilnego” z życiem w zakonie. Podobał mi się pomysł. Przeszkadzał mi natomiast bohater Brat Tommasius jest płaski, nudny i dość wyraźnie obok rozgrywającej się akcji. Przeszkadzał mi również o dziwo rozmiar książki. Po jej skończeniu miałam wrażenie, że przeczytałam dopiero rozbudowany skrypt do właściwej powieści. Właśnie z tego powodu finał był – jak na rozbudzony apetyt zbyt rozczarowujący.
Nie mogę wam z czystym sumieniem polecić tej książki. Sięgnę natomiast z zainteresowaniem po inną powieść tego autora – Świadectwo Judasza. Czuję, że autor ma potencjał na dobre pisanie i chcę poznać jego możliwości w czymś objętościowo większym