Bachmann Stefan – Dziwni

dziwni

W Bath otworzył się portal. W stronę przeciwną niż to portale mają najczęściej w zwyczaju, czyli zamiast „z” to „do” naszej rzeczywistości. Świadków co prawda nie było, bo wszyscy mieszkańcy zginęli, ale przysłane na miejsce wojsko napisało odpowiednią liczbę raportów i wywołało wojnę przy okazji. A z sąsiedniego wymiaru wyszły feyry – gnomy, gobliny, sidhe i inne (najczęściej średnio przyjazne) stwory z angielskich legend.
Po latach sytuacja trochę się unormowała – ludzie mimo braku zdolności magicznych nauczyli się bronić przed stworzeniami, które zamieszkały wśród nich jako obywatele. Zarówno magiczni jak i niemagiczni Anglicy mają swoją arystokrację, dzielnice i slumsy. Mają nawet wspólny rząd. Tylko jedno jest niemile widziane przez obie strony – dzieci z mieszanych związków – dziwni.
Bartholomew ma pecha być właśnie takim dzieckiem, mieszka w slumsach z matką i siostrą, i ukrywa się przez całe swoje, niezbyt radosne życie, ale wszystko zostaje wywrócone do góry nogami, kiedy na ich ulicy pojawia się dama w śliwkowej sukni. Z kolei pan Jelliby jest arystokratą i szanowanym urzędnikiem, dopóki nie znajdzie się w nieodpowiednim miejscu w jeszcze bardziej nieodpowiednim czasie.
Wiktoriański Londyn wypełniony magicznymi stworzeniami i maszynami godnymi najśmielszego snu zegarmistrza jest ciekawym tłem wydarzeń. Może niezbyt oryginalnym, ale nadal mającym swój urok. Slumsy i siedziby arystokracji są dobrze opisane i mimo, że ciut wyolbrzymione dobrze wpasowują się w klimat. Różnica między dzielnicami nie jest jedynym kontrastem wykorzystanym przez autora – Bartholomew jest dojrzały, nieufny, myśli logicznie a arystokratyczny pan Jelliby kieruje się uczuciami i jest infantylny do bólu. Kontrasty mogą być fajnym środkiem literackim, ale wykorzystywane bardzo jawnie i w ilości hurtowej zaczynają trochę irytować.
Nie jest to jedyny problem tej książki. Mimo, że podchodziłam do kolejnej “powieści genialnego nastolatka” dosyć sceptycznie, to początek mi się podobał. Barwny świat, dobrze oddany klimat i dwa wątki, mimo że opisane dosyć prostym językiem zapowiadały fajną historię. Porównania pojawiające się od czasu do czasu i niektóre opisy budziły nawet entuzjazm i udowadniały, że autor ma faktycznie spory potencjał (albo że tłumacz powinien dostać dodatek za współautorstwo).
Niestety im dalej w fabułę tym więcej niedociągnięć zaczęło wychodzić. Zaczynając od samej fabuły, która nijak nie chciała się momentami kleić, przez niezrozumiałe decyzje i motywacje bohaterów, po przypadki w stylu deus ex machina. Świat początkowo ciekawie zarysowany niestety taki pozostaje – i jest to w sumie jedna z większych wad powieści. Potencjał jaki dają magiczni mieszkańcy Londynu, mieszanka sidhe, ludzi i automatonów zostaje niewykorzystany i jest tylko barwnym, mocno niedopowiedzianym tłem. Jest to też coś, co generuje najwięcej pytań – niewiele wiemy o feyrach, ich codzienności, motywacjach, charakterach. Zasady działania mechanizmów i wiedza ich twórców są jeszcze bardziej mgliste niż Londyn we mgle i smogu. I im bliżej końca powieści, tym bardziej ta wiedza przeszkadza i irytuje.
Bohaterowie również nie zostali oszczędzeni – poza ich wyglądem, miejscem zamieszkania (które trochę determinuje ich charakter) i ewentualnie zawodem nie wiemy o nich w zasadzie nic. Są tylko w tu i teraz – nie mają historii, wspomnień, planów na przyszłość. Trochę trudno się z nimi utożsamić czy im kibicować i niestety nie doczekamy się żadnej ewolucji ich charakterów. Przez co szybko przestają być interesujący. I o ile jeszcze da się kibicować Bartholomew, to potencjalny zgon arystokraty jest równie interesujący co (równie potencjalny) brak herbaty w jego domu.
Ba, styl też cierpi, co w połączeniu z zachowaniem i charakterem bohaterów tylko potęguje wrażenie infantylności zachowań i dialogów.
Ogólny brak informacji szybko zaczyna nużyć, fabuła i bohaterowie nudzić, a chęć sięgnięcia po drugi tom się nie pojawia.
Nie jest to zła książka – świat jest ciekawy, pomysł na fabułę nie był zły, a bohaterowie dadzą się lubić. Ale szybko zaczyna być widać, że została napisana przez debiutanta, a niedociągnięcia mnożą się jak króliki.
Dziwni mogą zainteresować kogoś, kogo nie obchodzą niedomówienia opisywanego świata i młodszych nastolatków, którzy być może dadzą się wciągnąć w intrygę.
Bardzo nierówna książka, średnio licząc – młodzieżowy przeciętniak. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *