Pamiętacie cykl o pięknej kurtyzanie trafionej strzałą Kusziela? Ja jeszcze trochę pamiętam. Dlatego zapewne sięgając po nową powieść Jacqueline Carey miałam określone oczekiwania. Miała to być powieść fantasy ze szczyptą niebanalnego erotyzmu. Opis i rysunek na okładce wpisywały się w te oczekiwania. Spodziewałam się silnej i niebanalnej kobiety, buntowniczki i wojowniczki. Może jakieś wampirzycy, może upadłego anioła, może wilkołaka? No i zostałam całkowicie zaskoczona. Santa Olivia nie jest powieścią fantasy. Długo się zastanawiałam do jakiego gatunku ją zaliczyć, ale w końcu uznałam, że to powieść obyczajowa, w której pojawiają się nieliczne elementy postapo.
I to jest chyba największa siła tej powieści. Jej zwyczajność. To, że mogłaby się wydarzyć naprawdę. Santa Olivia przypomina mi się za każdym razem gdy czytam o planach budowy muru na granicy z Meksykiem, o kolejnej mutacji grypy, czy o osiągnięciach inżynierii genetycznej.
Autorka ukazuje nam świat który jest zdeformowany nie dlatego, że przetoczyła się przez niego pandemia, ale dlatego, że znalazł się w izolacji. Otoczony murem i wojskowym kordonem, położony w strefie buforowej pomiędzy dwoma państwami, zamieszkały przez ocaleńców z epidemii oraz wojskowych przerzucanych tu na czas kontraktu rządzi się swoimi prawami. W mieście jest tylko jedna szkoła prowadzona przez pijaka, jeden kościół prowadzony przez niby – księdza, jedna przychodnia prowadzona przez niby- zakonnicę, sierociniec.. a poza tym bary, knajpy i domy schadzek, czyli wszystko to czego potrzebują odkomenderowani do Santa Olivii wojskowi. Rzecz jasna są też gangi. Nie ma tu wielu rzeczy bez których można żyć i jednej bez której żyć nie można. Nie ma nadziei. Jakąś namiastką jest obietnica, że zwycięzca meczu bokserskiego będzie mógł odejść z jeszcze jedną osobą, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że nigdy żaden cywil nie pokona wojskowego. W takim świecie przychodzi na świat nasza bohaterka Loup Garron, dziecko niezwykłe a jednocześnie zwykłe do bólu. Będziemy śledzili jej życie. Kibicowali jej, przejmowali się jej losem. Bo choć bohaterowie są dziećmi – łatwo o tym zapominamy. I, choć bohaterami są dzieci, to Santa Olivia nie jest książką dla młodego czytelnika. Autorka snuje swoją opowieść o miłości i zemście, stracie i przyjaźni, o winie i przebaczeniu w niespiesznym tempie. A jednak czytelnik nie ma wrażenia, że akcja się wlecze. Bo Jacqueline Carey udała się nie lada sztuka. Przedstawiła swoich bohaterów i świat wykreowany tak prawdziwie, że nie ma możliwości by pozostać obojętnym.
Piękna mądra książka.